Schodzę powoli po schodach, stopień po stopniu, krawędź po krawędzi.
Unikam przeraźliwych myśli, to nie ten czas, to nie ta chwila.
Otwarte drzwi, które nikt nie odważył się zamknąć, ulegają ciemności.
- To już jutro - Pomyślałem i zbiegłem się nie odwracając.
Ohydne ręce, szpony, pazury, łapy...
Chcą porwać niewinne, zmienić w okrutne.
- To już jutro - Pomyślałem i zbiegłem się nie odwracając.
Coś takiego dosięga każdego, nie unikniesz złego.
Schowałem, pogrzebałem, ukryłem, zaszufladkowałem.
- To już jutro - Pomyślałem i zbiegłem się nie odwracając.
Każdy kiedyś to zobaczy, poznać musi ale zrozumieć niekoniecznie.
Do końca już niedaleko, dalej już nic nie będzie.
- To już jutro - Pomyślałem i zbiegłem się nie odwracając.
Uległem i drzwi zamknąłem...
Drzwi, które otwarte być powinny.
Niewinne w okrutne.
- To już jutro - Pomyślałem i wbiegłem się nie odwracając.