zostałem zrobiony w kurę i tak właśnie się czuję. powinienem teraz napisać o tym jak bardzo umieram że mi źle. trochę ponarzekać i pogrozić światu pięścią dorzucając sto planów zemsty. jakby nie patrzeć jest bardzo cienka linia pomiędzy miłością a nienawiścią nawet jeśli tak na prawdę nie było tu miłości. rzecz w tym że mi się kurwa nie chce. to prawda najpierw chce się ryczeć krzyczeć bić palić wpierdalać i pierdolić ale później, zaraz po niedowierzaniu przychodzi 'ok, serio to wszystko?'
zaczynasz szukać przyczyn analizujesz patrzysz z każdej możliwej perspektywy na sytuację przepuszczając ją starannie przez wszelkie możliwe pryzmaty. czytasz te listy i przypominasz sobie miejsca rozmowy i wypalone bażanto blanty i pety. odtwarzasz w slow motion ten piękny uśmiech. niestety nadal jest szczery. nadal jesteś zrobiony w kurę. może czeka nas zagłada ludzkości a ja tu rozprawiam o jakimś nieznaczącym smutku! radzę wszystkim zatem sprawdzać uważnie opakowania, czy nie ma śladów małych wężowych zębów.
wiara że to wszystko na prawdę
a to wszystko jednak na niby?