Sosnowiec. Poranne zajebongo.
Cudowny weekend, wspaniali ludzie.
Dzięki, dzięki wielkie, bardzo tego potrzebowałem.
Mega odskocznia od rzeczywistości. <3
A rzeczywistość...
Cóż, jak zwykle nie jest taka, jakbym sobie tego życzył, jakbym tego pragnął.
Zdaję sobie sprawę ile rzeczy zaniedbałem i szczerze, łapię się za głowę.
Trochę brakuje mi tego, jak byłem młodszy a rodzice potrafili spuścić mi wpierdol
za to, że się nie uczyłem, za złe oceny. Może gdyby ktoś stał nade mną z batem,
nie miałbym teraz tak przejebane w szkole, może nie zaniedbałbym też wielu innych
ważnych sfer życia. No cóż, nikogo winić nie mogę poza sobą samym, pozostaje mi
jedynie mocno się starać i wierzyć, że dam radę. Nie wiem co ze sobą zrobię, jeśli nie
zostanę dopuszczony do matury, to chyba będzie totalny koniec.
Przeraża mnie fakt, że wszystko strasznie prędko ulatuje mi z głowy, że wszystko da się zapomnieć.
Nie pamiętam już jak to jest mieć kogoś, jakie to uczucie gdy wiesz, że jest ktoś komu na Tobie zależy,
ktoś kto da się pokroić za Ciebie, ktoś kto zrobi dla Ciebie wszystko i wiesz, że nie pozostałbyś mu dłużny.
Nie pamiętam już jak to jest kogoś kochać, jak bije serce gdy widzi się tą twarz, gdy przytula się do drugiego ciała.
Nie pamiętam, naprawdę nie pamiętam jakie to uczucie gdy tęskni serce, gdy tęskni cały człowiek,
gdy każdy fragment ciała aż rwie się do drugiej osoby i każda kończyna sama z siebie zaczyna odliczać czas
do ponownego spotkania.
Nie pamiętam już prawie nic. To smutne.
Wszystko, wszystko zdaje się być tak zajebiście kruche, nietrwałe, niepewne. Co krok oblewa mnie zimny
pot, boję się że stracę wszystko, co dla mnie ważne, że życie straci sens, już po raz któryś. Huh, zabawne,
martwić się o utratę sensu życia nie znając go nawet, nie znając nawet siebie...
Bo tak naprawdę, to kim ja kurwa jestem?