postanowienie miałam takie, żeby nie cofać się przed niczym, a w samego sylwestra postanowiłam zamknąć się w sobie i wycofać, schować gdzieś głęboko w samej sobie. nie wiem, co było przyczyną, zapewne kolejne w ciągu tych pięciu lat odrzucenie.
przez nie odechciało mi się wszystkiego, nie wierzę. to znaczy, że nisko upadłam? czy po prostu, było dla mnie ważne...?
tak naprawdę, nigdy nikomu nie czułam się potrzebna. nie przypominam sobie żadnej, nawet najmniejszej sytuacji, żebym czuła, że ktoś mnie potrzebuje tak po prostu. bo jestem fajna i dobrze mu ze mną. oprócz tych wszystkich traumatycznych gdy byłam brzytwą dla tonącego, jedynym warunkiem przeżycia. do następnego dnia.
nigdy nie czułam się dla nikogo ważna. prawie nigdy, do tej pory na myśl o takim uczuciu, łzy same napływają mi do oczu: tak bardzo jest mi ono obce i piękne zarazem, że nie wiem co z nim zrobić i gdzie pomieścić.
a najlepiej jednak go nie czuć, bo na pewno jest złudne i można je szybko stracić.
a już najpewniej to ta druga osoba tylko chce mnie nabrać.
nigdy nie czułam, że moja obecność kogoś cieszy. obecność tu i teraz, że jest ok.
nie czułam, że jestem właściwą osobą na właściwym miejscu. gdziekolwiek nie pójdę, czuję się niepotrzebna, czuję się bagażem, którego inni na pewno chcieliby się pozbyć, bo są fajniejsi ode mnie a ja jakaś taka. taka o.
cokolwiek nie powiem, to zawsze jakoś nie tak. nie wiem jaka powinnam być, żeby było dobrze.
na pewno odpowiedź brzmi: sobą. a jaka ja w ogóle jestem?
chyba nigdy nie czułam, że jestem akceptowana taką, jaka jestem.
z moimi humorami, z moimi poztywnymi i tymi gorszymi uczuciami.
na wszystkie powyższe rzeczy czekam, żeby przyszły z zewnątrz, jak widać.
nie mam ich w środku, niewiele wystarczy bym czyła się glupia i bezużyteczna, nie zasługująca na nic.
wciąż jeszcze potrafię być dla siebie okrutna.
wciąż potrafię oceniać siebie przez pryzmat informacji zwrotnych o sobie.
budować poczucie wartości odbijając się w spojrzeniach innych ludzi.
chłopak, z którym tańczyłam powiedział mi, spośród wielu innych rzeczy, że widać że jestem bardzo skromna i bardzo mądra.
chciałabym chociaż raz uwierzyć w takie słowa.
myślę, że przez wszystkie powyższe rzeczy bardzo wiele w życiu straciłam i odsunęłam od siebie wielu ludzi.
widzę, że to nie oni odchodzą, tylko albo boją się zbliżyć bo widzą moją barierę
albo nieświadomie odsuwam ich od siebie tą barierę nabudowując
bo co to znaczy wpuscić kogoś do swojego życia?
to znaczy, że sforsuje budowane z wielkim trudem mury, zniszczy całą linię obrony i zdepcze butami wszystko co mam w środku
zdepcze a potem odejdzie
bliskość to cierpienie, prędzej czy później.
mam świadomość, że to wszystko moja dda - iluzja, ale miałam potrzebę rozpisania sobie tych wszystkich bzur rządzących moim życiem. żeby wiedzieć, z jakim wrogiem mam walczyć.
2015, do ataku
nie obrony, daj Boże, już tej defensywy wystarczy, niech boli a będę żyć!