Zielony. Nic nie ma tak pięknego zielonego odcienia. Ciemniejszy przeradza się w jaśniejszy. Za każdym razem inaczej. Z każdym humorem inaczej. Patrzę na Niego i widzę. Te cholerne zielone oczy. Widzę i czuję jak zlewają się z kolorem bluzy. Dobrze było się urodzić. W tym ułamku sekundy dostrzegłam więcej. Weszłam gdzieś, gdzie nie wpuszcza nikogo. Wniknęłam w Jego tkanki. Dobrze, że o tym nie wie. Kiedy tak czuję Go obok świat zwalnia. Nie słyszysz nic. Widzisz ruch Jego warg. Uśmiecha się. Zawsze tak samo zadziornie i arogancko. Znam ten uśmiech na pamięć. Mam go tak rzadko. Spływa po Nim. Po klatce, która unosi się od oddechów. Na skórze. Każdy Jego oddech jest jeszcze głębszym wbiciem mojego serca w klatkę. Czemu mi to robisz. Nie jestem w stanie się uwolnić. Obserwuję. Dociekam. Analizuję każdą część jego ciała. Widzę jego wnętrze. Jest piękne. Czemu się ukrywasz? Nie chcę Cię skrzywdzić. Nie pokazujesz się nikomu. A ja Cię dotknęłam. Mentalnie. Nie poczułeś. Odchodzisz. Znikasz. Zapominasz. Nie chcę Cię oddać. Już nigdy. Nigdy się nie dowiesz. Dobrze było się urodzić, żeby poznać kogoś tak pięknego jak Ty. Wiedziałam, że to wszystko musi mieć jakiś sens.