szczęście pomieszane z pierwiastkami smutku. czy jakoś tak. w sumie to nie pamiętam kiedy było tak dobrze i jednocześnie tak źle. i że niby coś kosztem czegoś? aha. w sumie to zastanawiam się czy to ze mną jest coś nie tak, nie potrafię okazywać uczuć, jak bardzo kocham, czy to ludzie szaleją i oczekują ode mnie nie wiadomo czego. w każdym bądź razie cholernie boli fakt, że osoby najważniejsze w ogóle tego nie czują i z dnia na dzień jesteśmy coraz bardziej sobie obcy. i nie mam pojęcia, gdzie popełniłam jakiś błąd i nie mma pojęcia czy jest sens czegokolwiek jakikolwiek i nie mam pojęcia czy przypadkiem znowu czegoś nie idealizuje, bo tak trzeba, bo muszę, bo przed samą sobą najtrudniej jest przyznać, że osoby, które mamy za ósme cuda świata, tak naprawdę niewiele maja z nimi wspólnego. lkjfldjkldjgk to tak sobie chciałam napisać, nawet nie liczę na to, że ktoś to przeczyta. aa w sumie, wniosek wyciągnęłam z tego taki, że nie ma nic na zawsze, nie ma nic na pewno i wszystko, absolutnie wszystko prędzej czy później kiedyś się kończy. i na tym pozostańmy ;) a całej gamie moich przyjaciół życzę wszystkiego najlepszego, tak szczerze z całego serca. bo tak.
_
pamiętasz?
byłyśmy przyjaciółkami i kochalyśmy się
mogłam umrzeć za Ciebie.
i umarłabym bez Ciebie.
pamiętasz?