Pomyślała sobie pewnego ciepłego czerwcowego popoludnia, że będzie zbawicielem świata. Poświeci swoje pragnienia, zmieni nastawienie, zacznie odwracać się w inną stronę niż zazwyczaj to robiła. Zamykając oczy słuchała rapu, przestała wciągać więcej niż zwykle i pisała długie listy pachnące zbawieniem i dobrem. Modliła się co dzień patrząc się w niebieską ścianę i ten mały krzyżyk narysowany ołówkiem, oddała całe swoje dobro, sama zaś stała się zła. I może była głupia , może to przestroga patrząc na jej przykład. Nic po niej nie zostało, dym z papierosa wchłonięty przez firanki i odbijające się słowo kurwa od ściań. Reszte jej nie ma, została zjedzona, ukradziona, sprzedana na złom za tani grosz. Nie widzę nic, oprócz tej cholernej nadzieji że uda jej się zbawić świat.