Czym dla Ciebie jest szczęście? To pytanie zadaje mi wiele osób i każdego dnia mam dla niego inną definicję. Wraz z dojrzewaniem, moje postrzeganie błogostanów i dołków emocjonalnych również się zmieniło. Kiedyś rozpaczałam nad rozlanym mlekiem, dziś po prostu wycieram plamę i wyrzucam pusty karton do śmietnika. Nieraz się przewracam, ale za każdym razem biegnę dalej i nie zatrzymuje się, żeby nałożyć ochraniacze. Łamię sobie przy tym nogi i ręce ale czuję, że żyję. Jednego dnia budzę się z uśmiechem, powtarzając do samej siebie "dziś jest Twój szczęśliwy dzień więc weź się w garsc", a kolejnego nawet moje stopy nie chcą wyjrzeć spod kołdry. Łóżko i ciepła pierzynka czasami stają się moimi najlepszymi przyjaciółmi, nie licząc elektroniki w postaci komputera czy telefonu. Czasem mam ochotę krzyczeć z radości i wyskakuję z łóżka, odprawiając dzikie tańce przy myciu zębów chociaż w tym dniu nie dzieje się nic ciekawego. Czy ludzie mogą być swojego rodzaju paliwem napędowym i mogą wprowadzać nas w owe błogostany? Przecież moja radość która pojawia się w oczekiwaniu na przyjazd mojego ukochanego nie bierze się znikąd. Nie mogę wtedy ani rozkoszować się smakiem lodów ani dokładnie umalować oczu a jednak czuje jak moje skrzydła unoszą mnie gdzieś poza cztery ściany mojego domu. Moje serce bije wtedy bardzo rytmicznie, nadając tempa całemu dniu i kilku następnym aż w końcu następuje wielkie bum. Mój ukochany zjawia się, a ja nie mogę przestać myśleć o tym jak bardzo chcę zrobić mu obiad czy okryć jego ciało kołdrą by nie zmarzło. Czy moje szczęście bierze się więc z chęci powodowania tego samego stanu duchowego u innej osoby czy po prostu z jej obecności? A może sam fakt zakochania sprawia, że człowiek cieszy się faktycznie i prawdziwie?
Inni zdjęcia: ... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24