*
Maja siedziała przed stołem, na którym postawiono cytrynówkę i kilka kieliszków, oszołomiona przez procenty i muzykę, która bombardowała jej uszy setkami decybeli na sekundę. Była zmęczona, żałowała, że tu przyszła. Właśnie patrzyła znudzona na jakąś parę, która tańczyła przytulańca, kompletnie nie przejmując się niedopasowaną muzyką, kiedy obraz przysłonił jej najcudowniejszy facet, jakiego kiedykolwiek widziała. Posłał jej zniewalający uśmiech, miał trochę krzywe zęby, już wiedziała, że chce z nim spędzić resztę życia. Nachylił się, Mai mózg radośnie przeszedł na najwyższe obroty, gdy obserwowała swobodne spadanie kosmyków jego włosów, czarnych strąków posklejanych potem. Nalał dwa kieliszki cytrynówki, jeden przysunął do niej i powiedział:
-Jestem Mariusz.
**
Twarz matki Mai przybrała odcień dojrzałej śliwki, gdy krzyczała do swojej córki:
-Nigdy nie wyjdziesz za tego Mariusza, po moim trupie!- dziewczyna poczuła na swojej twarzy gorąco gniewu matki.
-Nic nie rozumiesz, ja go kocham, a ty nigdy nawet nie PRÓBOWAŁAŚ go poznać, a teraz zamierzam go poślubić!- wykrzyczała matce w twarz, po czym wybiegła z domu i trzasnęła drzwiami.
Nie czuła nawet chłodu jesiennego wieczoru gdy biegła do Mariusza żeby mu powiedzieć, że wreszcie uwolniła się od toksycznej matki.
***
Maja stała przed ołtarzem w śnieżnobiałej, prostej sukni, patrzyła na swojego ukochanego Mariusza i czuła, że jest najszczęśliwszą kobietą na świecie. Płakała z radości przy przysiędze, a gdy wyniósł ją na rękach przez frontowe drzwi kościoła, wiedziała, że na wspanialszego człowieka nie mogła trafić. Kochała w nim wszystko, od jego wielkich stóp, przez krzywe nogi, nieco kościstą budowę ciała i te krzywe zęby.
Odjechali spod kościoła karocą zaprzęgniętą w dwa siwki, a Maja wiedziała, że jadą na spotkanie swojemu nowemu, piękniejszemu życiu.
****
Maja siedziała przed stołem, z którego odłaził lakier, w rękach trzymała gorącą cherbatę. Trzęsła się mimo swetra z rękawami zakrywającymi paskudne sińce w niema wszystkich kolorach tęczy. Patrzyła tępo w brązową ciecz, lewym okiem, prawe było zbyt spuchnięte by cokolwiek nim widzieć.
-Znowu cię pobił?-zapytała matka, jej głos drżał z emocji.-Dlaczego od niego nie odejdziesz?
-Nic nie rozumiesz, ja go kocham.-Powiedziała cicho Maja.