Jesienne wieczory nadchodzą. Ciekawa jestem tylko w jaki sposób będę je spędzać? Przy kawie czy przy ciastku? Mam nadzieję (i nastawienie również) na to pierwsze... Pozmieniało się trochę od czasów poczciwej heyany, która była silna, zawsze miała to, czego chciała w danym momencie, nawet jeśli to było 20 kilogramów w tył... ;) Cóż, przecież zawsze mogę wrócić. O ile już nie jestem. Jestem. Przecież jestem. Hahahahahahha, mam bulimię od hohoho i jakoś nie widzi mi się pozbyć tego nałogu (jak wielu innych) - musieliby uciąć mi paluchy. Whatever - jak już wspominałam, wolałabym teoretycznie pić kawę, niż jeść ciastka, ale w praktyce nie zawsze wychodzi. Kiedyś wszystko było takie poukładane! Rozpiska dzienna - 200 kcal, hektolitry kawy, herbat, dłuuugie minuty ćwiczeń. A teraz? Teraz to ja jestem bardzo zmęczona i to nie jest przejściowy etap. Zmęczona jestem ciągle, ciągle marzy mi się ciepłe łóżko (niepuste =D), granatowa pościel, morskie świeczki i jakiś, kurwa, prowizoryczny spokój (oczywiście nie będę miała pojęcia, że jest tylko prowizoryczny). Może jeszcze parę złotych więcej w portfelu i parę centymetrów mniej w biodrach.
22:00 - a ja nie napisała eseju. Nie przeczytałam Słowackiego. Nie posprzątałam (ale ten syf tak epicko mnie wkurwia, że przecież i tak to zrobię). Nic sensownego nie zrobiłam, pozostało mi słuchać Toola i układać menu na przyszły tydzień. Najważniejsze jest jutro, muszę przetrwać ten cholerny dzień.
Btw! Pokaz Vuittona! KARUZELA!!! Kurwa, przechuj wszystkiego (nawet mojego kochanego Chanel), ciuchy EPICKIE (nawet chuj mnie obchodzi, że wszystko było białe) jednym słowem = CUDO. Błagam o wszystkie torebki z tego pokazu, sukienki, buty, dodatki, a przede wszystkim muzykę, była magiczna :D Świetny pokaz. (KLIK)
To zwijam kiecę i lecę. Szykować ciuchy i edukować swój i tak nieczynny mózg. Przy wodzie - nie ciastkach.