Obiecałam sobie kiedyś, że setny wpis, będzie dokładnym opisem mojego życia, skupiając się tylko na wydarzeniach, a jedyne, co robię w tym kierunku, to redukuję poprzednie wpisy, żeby nigdy nie dobić do setki, ale też nie usuwać wspomnień emocjonalnych sprzed dwóch lat...
Czuję się jak małe dziecko, posiadające tylko swojego misia, którego nie wypuszczam z ramion.
Ostatnimi czasy prawie znowu strzaciłam dach nad głową... I to znów przez alkohol. Po ostatnim piciu dotarło do mnie, że to nie dla mnie, bo prawie trafiłam do szpitala przez zbyt dużą ilość promili. Męczyłam się kilka dni zanim zeszła mi ponad czterdziesto stopniowa gorączka i wysypka na całym ciele.
W szpitalu byłam jednak trochę wcześniej. Niestety (a może właśnie na całe szczęście), to, co mam na mózgu się rozwija, a lekarze nadal dążą do tego, bym nie zdecydowała się na operację. I szczerze mówiąc - nie chcę. Im szybciej, tym lepiej.
Wpierdalam psychotropy garściami, nie wiem, czy to jakkolwiek pomoże, ale przynajmniej nie wpadam w histerię, nie mam ataków i nie rozmawiam z kimś, kto nie istnieje, chociaż nadal zdaje mi się, że jest gdzieś głęboko we mnie. I dotarło do mnie, dlaczego nie potrafię przestać pić, jarać lub z braku innych środków, brać co tylko w ręce wpadnie. Wtedy wszystko cichnie. Nie słyszę tego wkurwiającego pisku i szumu, zza których słychać... to.
Czuję się jak wypluta, przy okazji wypłukana ze wszystkich emocji, a w środku zimno, jakby wiatr przedzierał się przez pusty szkielet, zostawiając tylko piasek w myślach, rodzący jedno jedyne drapiące uczucie. Ne umiem wygrać ze sobą. Znowu tylko milczę, obce słowa są dla mnie zbyt odległe i niezrozumiałe, nie znam innego języka niż ten, który niegdyś działał na mnie kojąco, teraz uchichł... jedynie echo wspomnień odbija się od ścianek czaszki.
Jestem pierdoloną egoistką. Przecież ranię... siebie także, ale ten ból staje się dla mnie powietrzem, stałam się emocjonalną masochitką. Byle tylko już nie powodować tego komuś innemu..
Niczego w sobie, co było do tej pory, nie zmienię.
Niedługo się przeprowadzam na kilka miesięcy. Nie zbyt daleko od mojego teraźniejszego miejsca, ale przynajmniej nie będę już gnębiona 24/7.
Po tych kilku miesiącach, w związku z tym, że mogę przeprowadzić się gdziekolwiek zechce, dokonałam wyboru. I tak jak chciałam - z dala od rodzinnej okolicy, z dala od mojego aktualnego miejsca zamieszkania, z dala od wszystkiego, co znam. Nie tak daleko do babci...
Tylko ciekawi mnie, czy do tego czasu dotrwam.
Niech mnie ktoś zabije, bo mi samej nigdy nie wyszło...
Wiem, że obiecałam, że nic nie zrobię, ale to chyba nieaktualne.
KURWA
Nie potrafię wyrazić tego gówna, które czuję.
Spaliłam kartkę z tym, czego nie zdążyłam powiedzieć. Całe 60 cholernie szczerych zdań, których nigdy wcześniej nie mogłam powiedzieć. Nie zdążyłam.
Wielu rzeczy nie zdążyłam.
http s://www.youtube.com/watch?v=mgWGR-g9mFQ
Tylko tyle.
16 WRZEŚNIA 2017
8 LIPCA 2017
4 MAJA 2017
8 KWIETNIA 2017
17 LUTEGO 2017
27 GRUDNIA 2016
20 LISTOPADA 2016
30 PAŹDZIERNIKA 2016
Wszystkie wpisy