Obraz niby taki prosty, a jednak zabrał mi trochę czasu z życia.
Czuję się ostatnio jak zupełnie odrębna jednostka. W tłumie ludzi, jak chomik zamknięty w swojej kuli. Robię wszystko, żeby od tego uciec i co? I pakuję się w większe gówno. Uciekam w alkohol, bez umiaru, bez granic, bez świadomości, upadając na dno, upadlając się w najgorszy sposób. Nie zdziwię się, jeśli kiedyś, zamiast szukać mnie zachlaną w łóżku, jedynym miejscem, do którego trafię, będzie klatka schodowa, znaleziona na niej dzień później, obudzona pytaniem "pijemy?"... Wypadki po alkoholu to już norma. Już to nie jest tylko zwyczajnie poobijane ciało, lecz poważniejsze wypadki m.in. spadnięcie z wysokich schodów - łamiąc okulary, wybijając cztery kręgi, obijając żebra i nabawiając się wstrząśnienia mózgu. To już dno. Myślałam, że daleko mi do bramy nałogu, że mnie to nie spotka. Rzeczywistość jest trochę inna. Przekroczyłam próg, który oddzielał picie dla zabawy, a nieumiejętność zabawy bez alkoholu. Piję, kiedy czuję się dobrze, żeby czuć się lepiej, kiedy jest smutno, żebym zalana, wypłakała wszystkie płyny z ciała, kiedy jestem zła, żeby się uspokoić, urodziny, imieniny, święta, poniedziałki, pierdolony Dzień Zielonych Roślin - bo przecież to wszystko może być okazją do picia... 2017 rok będzie próbą siły woli. Przestanę, albo chociaż ograniczę do minimum. To jeszcze nie jest alkoholizm, żeby zacząć martwić się tym na poważnie...
Czas spłacić długi, uniknąć możliwych wyroków, przestać ukrywać się po mieście, przestać się bać, przestać zadawać ludziom ból, przestać krzywdzić innych i siebie, uciec z własnego więzienia... Na czym polega mój błąd? Skąd wzięła się potrzeba panowania i uczucia wyższości?
Wyjdźcie z mojej głowy.
Są sprawy, które duszę w sobie tak bardzo, że ciężko mi samej oddychać.
Ostatnio większy problem z własną psychiką, nagle inne diagnozy, nie wiem czym spowodowana jest ta zmiana - niestety na gorsze... Przez rozmyślanie nad przeszłością nabrałam tylko trochę więcej nienawiści i obrzydzenia do siebie i tego, co robię. I chyba najlepiej by było zniknąc. Dla wszystkich. Zero problemu, zero ciężaru. Więc nie jest to egoistyczny plan.
Ludzie kłamią, nie mając tego świadomości. Nikt nie wie, kim na prawdę jest. Każdy uczy się pewnych norm - kiedy się zaśmiać, kiedy być smutnym, kiedy odpowiadać, kiedy mówić prawdę i kiedy kłamać, jaką przyjąc postawę, po czyjej być stronie... wszystko jest gdzieś zakodowane, blokując prawdę, którą jest spontaniczność. Uczucia są wywoływane presją, presja ludźmi, ludzie kodami, kody blokadami i tak w kółko. Racjonalność, czyli te normy, są niwelowane podstawowym uczuciem. Największym i prawdziwym, a przy tym najbardziej prymitywnym... miłość lub chociaż jej potrzeba, jako szeroko pojęta definicja. Wewnętrzna przemiana polega na braku racjonalności i porzuceniu zachowanych norm na rzecz spontaniczności. To jest tego główne założenie. Ucieczka od pilnie strzeżonych krat racjonalizmu.
Święta to najgorszy czas. Najbardziej sztuczny, zakłamany, smutny, setki kłótni, ogromne napięcie... Jeszcze tylko przeżyć sylwestra i wszystko znów będzie dobrze.
Egzystencjalne koło.
Pozostaje nadzieją, że kiedyś będzie miliony razy lepiej i grunt między rzeczywistością a równoległym światem się zapadnie...
16 WRZEŚNIA 2017
8 LIPCA 2017
4 MAJA 2017
8 KWIETNIA 2017
17 LUTEGO 2017
27 GRUDNIA 2016
20 LISTOPADA 2016
30 PAŹDZIERNIKA 2016
Wszystkie wpisy