W takie dni jak dziś ma się ochotę zdechnąć. Chociaż minione dwa dni były dobre, bardzo. Alkohol, horrory do rana...
Lodowata krew mrozi wszystkie myśli, poza tymi, które prowadzą tylko w dół. Stanęłam pewnie na szczeblu oddzielającym mnie od końca i chcę wejść wyżej i chociaż kolce ranią skórę, to staram się nie poddawać. Już nie dla siebie... bo gdybym miała zrobić cokolwiek dla tej osoby, już dawno powtórzyłabym próbę i bym zniknęła... i już nie wiem po co wspinam się na swój Everest, skoro mi na tym nie zależy. Jedynie chcę udowodnić, że się da... da się wygrać ze słabościami, z umysłem, z przeciwnościami, ze strachem... Da się wygrać ze sobą. Chcę w to wierzyć.
Bezsilność jest straszna...
Świat za oknem nieodwracalnie biegnie. Wczoraj jest martwe, jutro nie istnieje, więc niech chociaż teraźniejszość żyje chwilą, a nie wspomnieniami i marzeniami o tym, co już nie wróci lub jeszcze nie nadeszło.
Większość ludzi nie zdaje sobie sprawy, że śmierć ich też dosięgnie. Biegną gdzieś, nie widząc, że życie po nich spływa. Nawet nie zdają sobie sprawy, kiedy całkowicie przemokną... Myślą, że są nieśmiertelni... że na wszystko jest czas... Na wszystkie plany, marzenia, radość. Nie. Nie ma czasu. Zatrzymaj się, spójrz, pomyśl... Wspinasz się na szczyt? Wydaje Ci się, że wspinasz się po szczęscie? Zastanów się, czy idziesz po dobrej drabinie... Nie ma dwóch podobnych nocy... Nic nie wróci, czas jest już martwy...
Wszystko umiera. Bo nie ma nic do stracenia...
Ten wpis zabił około dwóch minut Twojego czasu, więc niech nie ginie na marne.
Jestem więźniem.
16 WRZEŚNIA 2017
8 LIPCA 2017
4 MAJA 2017
8 KWIETNIA 2017
17 LUTEGO 2017
27 GRUDNIA 2016
20 LISTOPADA 2016
30 PAŹDZIERNIKA 2016
Wszystkie wpisy