W końcu... Koszmar matematyczno-chemiczny się skończył, jeszcze tylko parę wpisów do indeksu i jestem na drugim roku biotechnologii medycznej. Dziwne uczucie, że po wakacjach nie zaczynam z nowym kierunkiem, nowymi ludźmi i znowu na pierwszym roku. Ale to dobrze - zajebiste studia, zajebista ekipa, zajebisty Szczecin. Czego do szczęścia mi potrzeba?
A no wlaśnie... Oficjalnie ostatni tydzień w Szczecinie w tym roku akademickim. I co ja będę robić w tym Gorzowie? Mam tylko nadzieję, że w końcu coś ruszy się w sprawie wyjazdu do Niemiec. Albo żeby chociaż było co robić w ogródku. Jest parę osób, z którymi mam ochotę wypić piwko, sztuczne uśmieszki i udawanie, że toleruję co niektórych - naaaaaaaaaaaaaat.
Cierpię na brak zdjęć. Są wakacje, może coś ruszy.
39 dni do Woodstocku, biczyz!