Wczorajszego wieczoru miałam rozkminę życia. Ile jadu było w moich słowach... Ale w końcu ogarnęłam, że każdy z was ma w sobie coś z pospolitej mendy społecznej. To coś jak oglądanie żałosnej komedii - udajecie dobrych ziomeczków, fredsów forevaaaa, a jak jest okazja, to robicie sobie za dupami. Jakie to słodkie. Ewenementem jest ekipka nazwana przeze mnie kółkiem wzajemnem adoracji. Grunt, że ja wiem, o kogo chodzi. Banda zajebistych ziomków, znających swoje sekreciki, a potem perfidnie to wykorzystujący. Podoba ci się jakaś dupeczka? Powiedz to koledze z kółeczka, usłyszysz garstkę dobrych rad, a dzień później dowiesz się, że ten właśnie kumpel ją rucha. No po prostu śmiech na sali, ale skoro dalej tkwicie w tych toksycznych znajomościach, to znaczy, że wam to jak najbardziej odpowiada. Winszuję i życzę powodzenia. A jak pomyślę, że zachowania niektorych nie różnią się zbytnio od tych kurwisk, które stoją na straży lasu, to rzygać mi się chce. Niestety, taka jest smutna prawda. Udajecie miłych, koleżeńskich, a jak kończą się sprawy, które można wam ogarnąć, to nagle puffff, nie ma was, nie istniejecie. Chociaż nie. Takie indywidua będą ruchać w dupsko, tak długo, jak to możliwe. Jak pijawki, jednakże porównanie jest kiepskie - z pijawek jest minimalny pożytek.
Więc jeżeli masz zamiar po raz n-ty narzekać i wylewać mi swoje żale, bo znowu okazałeś się idiotą i znowu cię wycyckali - lepiej nie próbuj, bo naprawdę, idzie dostać pierdolca. Człowiek uczy się na błędach, a jeżeli znowu pakujesz się w to samo bagno, to znaczy, że jesteś głupi i nie umiesz wyciągnąć wniosków i nie analizujesz zachowań swoich i innych.
Jeżeli masz zamiar któryś raz z kolei mi mówić, że ludzie cię nie lubią, że czujesz się nieakceptowany - lepiej nie próbuj. Masz już chyba tyle latek, że jesteś w stanie zauważyć, jakie twoje wymuszone (tak, bo nie są naturalne) zachowania irytują ludzi - i po prostu ich unikać. Chyba, że masz mentalność pięciolatka i myślisz, że ciągnięcie koleżanek za warkoczyki to żart roku.
Jeżeli masz zamiar zachowywać się jak kurewka i opowiadać mi o piętnastym facecie, z którym zaczęłaś kręcić w tym tygodniu, a dziesięciu z nich ma laski (no ale to przecież nieeee jest wcale takie ważne) - lepiej nie próbuj. Bo następnego razu nie wytrzymam i najzwyczajniej w świecie ci przypierdolę.
Oj, jak ja wami gardzę :D.
Jest tyle rzeczy, które chciałabym napisać, ale niestety - przelewanie myśli na papier/ekran komputera w niektórych przypadkach jest trudne. Tak jest teraz. Ale to nie jest ważne, bo i tak mało kto to przeczyta - w końcu większośc społeczeństwa kiedy widzi więcej tekstu, niż może pomieścić wiadomość SMS, męczy się, pierdoli ten biznes i dalej pozostaje tępa. Zastosuję więc sprytny zabieg - pierdolnę CUDOWNIE oczojebny fragment, a naturalną koleją rzeczy jest to, że zwrócicie na niego swoją uwagę i dzięki mnie przeczytacie zdanie wielokrotnie złożone. Czuję się jak misjonarz, właśnie sprawiłam, że wasze życie stanie się lepsze.
Trochę się u mnie zmieniło. Wysiłek fizyczny jest cudownym lekarstwem na kurwamaćcozadzieńzarazcośrozjebie. Biegasz sobie po takim beznadziejnym dniu. W parku. Z kimś obok, bo w pojedynkę nie miałabym takiej motywacji do ruszenia tyłka z domu. I nawet nie rozmawiamy ze sobą (gadka-szmatka i bieganie = umieranie w męczarniach). W ciszy. Po prostu WIESZ, że ktoś jest obok i to wszystko, czego ci potrzeba. To taka cudowna metafora życia - bez zbędnego pierdolenia jest w tobie to przekonanie, że jest ktoś, nie musisz o tym myśleć, nie musisz się tym martwić - po prostu to wiesz. I czegoś takiego brakuje mi na codzień.
Szkoda, że nie mogę biegać cały czas. Truchtasz po obsranym przez ptactwo parku i nie przejmujesz się niczym, bo nie ma miejsca na myślenie. Ważniejsza jest kontrola prawidłowego oddechu.
A nie wszystkie otaczające mnie "ziomeczki" i ich smutne historie.
IF YOU TELL THE TRUTH,
YOU DON'T HAVE TO REMEMBER ANYTHING.
Moje nowe motto.
I dobra rada dla bajkopisarzy.