Kebab w wielkim mieście

"Nie pójdę już więcej na kebab

I do końca życia będę się żywił jajecznicą..."

No, chyba tego to się Zacier nie spodziewał. Przypomniałem sobie te wszystkie zeżarte na Centralnym i w ogóle w Warszawie kebaby i odechciało mi się na najbliższe kilka lat. Bo cholera wie, czy nie zostałem szczurożercą, kanibalem czy czymś jeszcze gorszym...

Zastanawia mnie, jakie łapówy musiały odchodzić, żeby w zastrzeżonej w sumie części dworca zrobić nielegalną fabrykę kebabów. Przecież trzeba było wwieźć to nielegalne mięso na zaplecze (o ile nie pochodziło z wewnątrz dworca - strach się bać), zwieźć na poziom techniczny i jeszcze tam działać, a dyskretna robota to to nie jest. Gdzie była ochrona dworcowa? Albo inne odpowiedzialne za bezpieczeństwo osoby? Czy gdyby pod dworcem działała fabryka narkotyków albo materiałów wybuchowych, też nikt by nic nie zauważył? Może handelek bronią albo żywym towarem? Czyjeś głowy powinny teraz polecieć - ale najpierw trzeba ustalić czyje. Bo bardzo łatwo wywalić szefa ochrony i ukręcić łeb całej sprawie.

Oczywiście może się też okazać, że cały szum jest sztuczny, łapówki poszły w ręce policji, żeby kiwała głową i potwierdzała bajkę, a historia z tureckim kombinatem mięsnym została sfabrykowana żeby zdyskredytować sprzedawców kebabów i wypchnąć ich z okolic Centralnego (a może i z całego Centrum) - bo przecież trzeba zrobić remont na Euro 2012.

Pan rzecznik raczył jedynie skomentować, że w 2012 roku dworzec pachniał będzie ciastkami i kawą. Nomnomnom.