wkurwiam samą siebie.
powinnam czuc się kurewsko szczęśliwa, a tu dupa. mam wszystko co mi potrzebne przeciez.
czasami czuję się .. źle.
kurna, wiem, że to pewno moje urojenia, ale naprawdę niezauważyłeś jeszcze tego, że jetem od paru dni smutna, chociaz staram się nie byc? uważasz, że jest zupełnie wszystko w porządku?
nie załatwi sprawy to, że mi napiszesz, że " nie umiesz słodzic", bo umiesz. dobrze wiesz, że nie chcę drugiego Pawcia.. i boję się tego i dobrze o tym wiesz.
dobrze wiesz, że rozumiem, że jestes zmęczony, śpiący, że masz w chuj dużo nauki itd. ale czy naprawde napisanie "pandziu" czy jak kolwiek inaczej jest takie męczące? zrozum, że jestem dziołchą i tego potrzebuje.. od pewnego czasu mnie to męczy a przez mój strach nawet o tym nie wiesz. ja chociażbym była nie wiem jak padnięta potrafię Ci napisac miśku, kochanie czy jak kolwiek, ale ja to ja, przywiązuję do tego wagę.
czuję, że musimy się chyba zrobic bardziej spontaniczni, zmienic cos, cokolwiek, żeby znowu poczuc sie jakbysmy kręcili a nie jak stare małżeństwo, które już zapomniało jak to było w młodości.
przecież tak bardzo się kochamy, więc damy radę ze wszystkim, prawda?
+ tak, znowu zabrakło mi odwagi.