Welcome to hell.
Zmieniliśmy trochę klimat i ze słonecznego 'texyku' przenieśliśmy się na świeże, zimne czasem jebiące jajem, kupą czy gołąbkami powietrze. Czyli na dwór. Śnieg pada i temperatura jest ponieżej zera. Jest fajnie. Ada też się cholernie cieszy, bo pogodzie zawdzięcza swoje żulerskie, czerwone policzki. Ostatnia impreza działa się za cmentarzem naszym, gdzie to banda szatanów pod przewodnictwem Szatanicy się bawiła. Była zabawa w wojnę, chowanego, uciekanego itp. Kaufa odwiedzilim. Wyszliśmy pachnący czymś jebiącym. Obiektem bliżej niezidentyfikowanym. Odświerzaczem do kibla? Nie wiem. Atrakcję zawdzięczamy Jezusowi (chwalę się Naci: Nacia też mamy osobistego Jezusa). Zrobiliśmy pielgrzymkę takzę do izby of Jesus of suburbia. Jeśli mama Wam mówi, że macie tzw bajzel to wierzcie mi, że nie zna znaczenia tego słowa. Ugościł nas wspaniale w swym mrocznym królestwie i dziękujemy. Panowie nam grali, a potem wszyscy pieściliśmy się. Prądem. Siedzieliśmy w kółeczku, stąd ten stary, dobry, biedronkowy klimat. Od razu nasuwa się piosenka wszystkim znana, nawet Jag:
Bądź z nami w kontakcie Panie Boże!
Bo Szatan robi nam zwarcie!
Niech iskra miłości przez nas przepłynie!
Zapłoną nasze latarnie!
Jeszcze taki układ taneczny do tego był. I wybaczcie, ale interpretacja tekstu we własnym zakresie. Więc kopiujcie, drukujcie i uczcie się ładnie!
Na zdjęciu macie dwie aryjskie dziewice bez twarzy -Domkę i opętaną Szatanicę. Inni wychodzili jak śledzie, dlatego to zdjęcie.
Niech mocz będzie z Wami.
Autor