(c) Briegers, czerwiec 2007
Z notatnika...
Zdiagnozowałem ostatnio kilka nowych jednostek chorobowych (tak, A., prawie jak Ty) z autopsji. Jedną z nich na podstawie moich ostatnich "chwilowych-przejściowych" (zobaczymy czy chwilowych-przejściowych) na studiach jest cała rodzina chorób pochodnych od Weltschmerzu. Co to jest Weltschmerz nikomu nie trzeba przypominać. I od razu zapewniam: na tę (tak, tę!) odmianę nie cierpię. Wzmagany jednak przez obfitą niezwykle (bardzo niezwykle) korespondencję mailowo/gg'ową z panem M., za którą jestem mu niesamowicie wdzięczny, poprzez między innymi teksty takie jak "cudowne kawiarenki na Brackiej czekają", jednostka chorobowa o roboczej nazwie Krakauschmerz jest bardzo aktywna.
Są też odmiany inne, mniej aktywne, w mniej zaawansowanym stadium. Choroba ta jest uleczalna lecz leczenie może być bardzo kosztowne i ryzykowne. Dlatego niezwłocznie trzeba podjąć leczenie zastępcze.
(Wobec nieznalezienia polskiego ani łacińskiego odpowiednika pozostańmy przy określeniu niemieckim. W końcu kiedyś już mój były współlokator M. H. przykleił mi tą łatkę germanofila) ;)
Niedawno będąc w domu, znajdując się w zawieszonej czasoprzestrzeni, upajając się mandarynkowo-mleczno-miodowym zapachem płynu do kąpieli o wiele znaczącej nazwie "Happy Time" (kupiłem go w maju 2008 i z tym okresem jednoznacznie mi się kojarzy) zastanowiłem się przez sekundę co chciałbym (mógłbym, gdyby się nadarzyła ku temu okazja) studiować w życiu, gdybym nie studiował tego co aktualnie studiuję. wyszło tego troszkę, ale, na całe szczęście, dużo mniej niż jeszcze byłoby kilka lat temu. W kolejności niealfabetycznej, zupełnie przypadkowej: akustyka, chemia, fizyka, prawo, dyrygentura, dziennikarstwo, aktorstwo, historia sztuki, teoria muzyki, bibliotekoznastwo, filologia polska, filologia niderlandzka, teologia, psychologia, socjologia, ekonomia, ratownictwo medyczne i generalnie studia na Akademii Morskiej. Przyjmując, że t śr. = 5 lat i liczba kierunków studiowanych jednocześnie waha się od 2 do 3 to z t końcowego wynika w przybliżeniu, że za 30-kilka lat powinienem kończyć studia.
Nad profesjami nieakademickimi zastanowię się kiedy indziej.
Z rozważań nad genetyką: jak będzie wyglądał nasz świat za kilkadziesiąt lat? Odkryto, że u ludzi w różnym stopniu jest aktywowany gen odpowiadający za gorzki smak substancji o nazwie PTU. Związek ten występuje dość powszechnie m. in. w papierosach. Wśród uzuależnionych od nikotyny palaczy przeważają w znacznym stopniu osoby niewrażliwe na PTU (dla ścisłości: duże ilości tej substancji zawierają także: kalafior, brukselka, kapusta).
Podobnie jest z genetyczną nietolerancją alkoholu, którą mają m. in. Chińczycy, Japończycy. Po spożyciu choćby najmniejszej ilości ce-2-ha-5-o-ha osoby takie mają we krwi duże stężenie aldehydu octowego, który powoduje to, co ludzie, którzy nieco przesadzą, w naszej szerokości geograficznej nazywają "strasznym kacem" lub "umieraniem dzień po". Odpowiada za to gen ALDH.
Po co o tym piszę? Gdyż zastosowanie aktywowania genu ALDH już się stosuje. Wszczepia się delikwentowi podskórnie peletkę Esperalu (prep. o długim działaniu) i po jednym piwie ma ciężkie zatucie alkoholowe, co skutecznie do niego zniechęca. Zastosowanie praktyczne tego pierwszego jest kwestią czasu.
Czy za kilkadziesiąt lat przezorni rodzice nie będą mieli możliwości ochrony swoich pociech przed nałogami, a zarazem uprzykrzenia nieświadomego wypicia alkoholu? Jak daleko wyelimnujemy nałogi, a zarazem stworzymy "nowego człowieka" bez udziału Stwórcy?
W ramach akcji i dywagacji powyższych robię sobie tydzień przerwy od komputerowej cywilizacji. Nie takiej całkowitej, bo jednak gdzieś będzie telefon komórkowy pobrzękiwał (sterowany też przez komputery). Ale ze wzglęgu na awarię tydzień wolny od telefonu już był. Jest dobrze. Jakoś przeżyłem.