Niekończący się węzeł. Dożywotni amulet.
Nie moje dni pomieszały się z dwoma moimi, ale zamiast bilans wyjść na zero to wyszło jakieś zamieszanie i mętlik w głowie. Czyżby jesienna chandra sprzed kilku lat powróciła? O nieeeeee, to byłoby zuo.
Wszelkie sprzęty odmawiają posłuszeństwa. Telefon już od dawna wariuje, lodówka i pralka poszły w jednym dniu w krainę niesprawności, a chyba byłam zbyt optymistycznie nastawiona, że teraz pójdzie telewizor, bo jednak przyszła kolej na komputer- gadu szwankuje. Chyba od tak rzadkiego użytkowania. Wybaczta, jak nie doszły oczekiwane wiadomości łode mje.
Niedziela- dzień odpoczynku. Chciałoby się. Ale żeby notka była nieco bardziej liryczna- spadł piękny biały puszek na ziemię, póki co jeszcze go niewiele, ale już niedługo. Zaczyna przyjemnie mrozić, ale za tydzień, dwa zacznie bardzo nieprzyjemnie zamieniać w żywe bryły lodu.
Chyba mam zbyt wysokie mniemanie o sobie. Za często używam sformułowań typu: ja, moje, mnie, swoje i tak dalej. Jakieś rady? Chciałabym być skromnym człowiekiem, chociaż troszkę skromniejszym, żeby ktoś mnie w końcu polubił.
Aaaa i obiecuję, że kiedyś wrócę z moimi głupimi żartami, jakąś nutką optymizmu. Póki co gdzieś wywędrowałam, ale nie wiem gdzie i nie wiem jak się stąd wydostać.