Nieraz na twarzach widziałem ludzkie cierpienie,
Ze smutkiem na ławce bezdomny patrzył na ziemie,
Jest półmrok,
Idę spokojnie dzielnicą,
Mijam agresywne twarze, co pod monopolem krzyczą.
Zapłakany dzieciak przed jedną z klatek siedzi,
Do środka wpuszczają go współczujący sąsiedzi,
Ich wyrazy twarzy przypomniały mi o tym,
Gdzieś wśród nas dobrzy ludzie nadal zamieszkują bloki.
Mija czas,
Chwile dalej,
Całkiem zmienia się sceneria,
Widzę twarz kobiety w aucie, telefon ją oświetla,
Wkurwiona z lekka coś agresywnie pisze,
Może do typa, co miał przyjść, a nie przyszedł.
Wchodzę po schodach, ktoś dziwnie się przestraszył,
To ten sam bezdomny z ławki na półpiętrze się zaszył.
Jest jedna rzecz łącząca wszystkie te obrazy,
Każdy z tych ludzi życie wypisane miał na twarzy.