Zaraz stuknie pięć miesięcy mojego pobytu w Szwecji. I jak to świętuję? Strachem przed wyjściem z domu do pracy, bo skurwysyny zaczęły rozjeżdżać ludzi na mieście. Sztokholm już nie kojarzy mi się z tolerancją i spokojem. Teraz to popłoch i przerażenie w oczach ludzi. Polskie 'rzetelne' media wciskają wam tezy, które koło prawdy nawet nie leżały. A przynajmniej na początku, bo dziś trochę faktów wyszło na polskie światło dzienne. Okropnym jest to, że wielokrotnie jechałam jednym pociągiem z typem, który mieszkał dwie stacje za moją, i który być może już dawno planował atak. Zamknięty? I co z tego. Tam jeszcze jest jego rodzina i wielu innych uzbeków, którzy mogą chcieć kontynuować szerzenie terroru. W piątek miałam to szczęście, że nie było mnie w centrum, a przecież kursując dom-praca-dom przechodzę tamtędy niemal codziennie. Za dużo złego dzieje się na świecie. Rodzina przerażona, ja jeszcze bardziej. Jeszcze nigdy nie byłam tak blisko wydarzeń tego typu, które na codzień ogląda się w telewizji. Nawet poza Sztokholmem wojskowi chodzą z bronią. Doszło do tego, że jedząc śniadanie w ikeowskiej restauracji przez okno widziałam nie spokój i typową szwedzką codzienność, a policję i kałachy. Jestem w kiepskim stanie, w rodzinnym domu też pojawił się problem. Powinnam być teraz w Polsce, wspierać najbliższych i sama być przez nich wspierana. Życie jednak toczy się dalej, pewnych rzeczy nie przeskoczę. Muszę się tylko nauczyć mieć oczy dookoła głowy a wszystko będzie dobrze...