Jeździliście kiedyś PKP? "Piękne Kurwa Pięknie" jak to ktoś mi powiedział kiedyś. Hmm wagony z zepsutą klimatyzacją, na dworze piździ ale w twoim przedziale klima na full i czujesz się jak kurczak na rożnie, idziesz dwa przedziały dalej, zimno jak w psiarni xD ewentualnie siedzisz sobie spokojnie i nagle czujesz, że coś zaczyna nieziemsko jebać, tak że mało co nie porzygasz się na fajną blondynkę która siedzi naprzeciwko, rozglądasz się dokoła, ki chuj się dzieje i patrzysz jak pan "Romek" wypręża tłuste giry bez butów, w żółtych skarpetkach, które przypominają bardziej zastygłe onuce niż skarpetki. By ratować życie swoje i współpasażerów, rzucasz się jak jastrząb na zająca chwytając za dźwignię otwierającą okno. Chuj że na dworze jest -10, chuj że wiatr tak pizga że mało łbów nie pourywa, ale ludzie dziękują, niemalże kłaniają się z wielkim szacunkiem dla tak szybkiej reakcji w dobie ataku terrorystycznego przy pomocy gazów bojowych o kryptonimie "gaz skarpetowy". Jedziesz dalej czujesz jak zaczynasz usypiać, bo już jest grubo po 2 w nocy, masz jeszcze kupe czasu przed sobą, to myślisz sobie "a przytnę komara na godzinę albo trzy". Budzisz się, ciemno jak w dupie, głucho jak w dupie, słychać tylko dziwne odgłosy, powtarzające się co chwilę, tak jakby jakiś naprawdę wściekły pies warczał, zestrachany rozglądasz się po ciemnościach i dopiero wtedy rozpoznajesz ten dźwięk. To pan "Romek" śpiąc, raczy was wszystkim arią chrapnięć, która zapewne dałaby radę przebić się przez szum sunącego po torach pociągu (gdyby jechał). Zastanawiasz się co jest nie tak, może jakiś wypadek czy cuś, no nic. Trzeba czekać. Po pół godziny przychodzi konduktor, nerwowo zerkając na ludzi. Pytasz się co się stało, dlaczego stoicie, odpowiada że coś się stało w pierwszym wagonie, jakaś pani zeszła na zawał i czekają na policję i koronera. No ładnie myślisz sobie, ciekawe ile to potrwa. Godzinę później przez pociąg przechodzi 2 policjantów, każą każdemu się wylegitymować, spisują dane. Kurwa myślisz, zaraz Cię zamkną z byle powodu i będzie heca, ale nie idą dalej. Pół godziny później pociąg leniwie rusza. Czujesz jak twarde siedzenie wbija Ci się w plecy i dupę, boli Cię wszystko włącznie z paznokciami, bo oczywiście pociąg pełny i cały przedział pełen jest ludzi. No nic, dalej kimasz. Budzisz się godzinę później, patrzysz na zegarek, i zastanawiasz się gdzie jesteś, zaczyna świtać, więc zaspany starasz się ustalić swoją pozycję względem słońca, ale chwile później przypominasz sobie, że tego nie potrafisz. Wyciągasz swoją wdzięczną Nokiję z popękanym jak usta starej kurwy w zimie wyświetlaczem i włączasz najnowszy cud techniki, GPS. Aplikacja się ładuje i ładuje i wyskakuje komunikat "Brak zasięgu sieci". WOT DE NA!? No tak zapierdalsz jakimś lasem i zazwyczaj w takich miejscach nie ma zasięgu.. Siadasz więc wygodnie i podziwiasz swoich towarzyszy podróży. Nikt nie wysiadł jeszcze więc nie ma co ciekawego oglądać, prócz wcześniej wspomnianej blondynki siedzącej przed Tobą. Tak słodko wygląda jej twarz kiedy śpi, prawie jak anioł, zadumałeś się i zapatrzyłeś ale po chwili kątem oka dostrzegasz wzrok starek prukwy siedzącej obok i zaraz peszysz się bo wiesz, co sobie myśli "pewnie jaki zboczeniec czy cu, już ja znam takich cwniaków, obiecują złote góry, szepczą słodkie słówka, a jak zbrzuchaci to ucieka hen! O tak takie oni wszyscy są!", odwracasz więc głowę w stronę okna i przyglądasz się pięknemu porankowi. Chwilę potem wjeżdżasz do Poznania, o tak w końcu się zrobi luźniej, będzie wygodniej, w końcu może odpoczniesz jako tako, ale Twoje rozmyślania przerywa rodzinka ładująca się do Twojego (prawie pustego, nie licząc blond niewiasty) przedziału. Matka z dwójką dzieci, na których twarzach wyczytać można, że w ich głowach jeszcze nigdy nie zakwitła jakaś inteligentna myśl. Blondynka nadal śpi, dzieciaki ładują się obok niej, matka obok Ciebie i zaczyna się cyrk. Chłopak, na oko 10 lat wyciąga wielką paczkę chipsów serowych ( wiem to bo poznałem po tym ochydnym zapachu, po którym w tych warunkach chce się rzygać) i zaczyna je wpieprzać obierając sobie za cel życia gryźć je w taki sposób, by wydawać jak najgłośniejsze dźwięki. Blond niewiasta oczywiście budzi się, spogląda na to małe pokraczne stworzenie ze złością i kręci głową. Prosisz Matronę dwójki dzieci by może potem im dała te chipsy, bo chciałbyś się jeszcze przespać trochę bo długo już jedziesz i to była ciężka i bezsenna noc, na co blondynka słysząc te słowa uśmiecha się do Ciebie ze zrozumieniem. Jednak Matrona patrzy na Ciebie tak gniewnym wzrokiem, że sądzisz że strzeli zaraz laserem z oczu i zostanie po Tobie kupka popiołu. Instynktownie zapadasz sie w sobie, pod ciężarem tego wzroku powoli kurcząc się do środka. Odpowiada lodowatym głosem, w którym słyszysz gniew (może przez to że ma tak nierozgarnięte dzieci i musi przechodzić przez piekło codziennie by je wychować), że jeśli mi się coś nie podoba możesz iść do innego przedziału, teraz jest już pełno miejsca. Wzdychasz bezgłośnie, cóż możesz zrobić, przecież bić się z tym żywym mamutem nie będziesz. Wyciągasz zatem słuchawki z plecaka i nakładasz na głowę, włączasz głośno muzykę i zaczynasz dryfować myslami gdzieś w dal. Na końcu po wielu "ciekawych" incydentach, których nie opisałem by was nie zanudzać, dojeżdżasz do upragnionego celu. Szczecin, taaa jeszcze półtora godziny autobusem i będziesz w domu i wtedy chuj Cię strzela na miejscu.
Hmm jeśli się spodobają takie wstawki, postaram się pisać więcej.