Być może, że spodziewliście się jakiegoś ładnego widoku albo makrochwasta ale dziś trochę inaczej to zrobię niż zwykle. Miałem pomysł - dlatego zaczynamy niekonwencjonalnie.
Co to jest? otóż jest to..
POLSKA GRECJA na moim parapecie
Pewnie krzywicie się - znowu ten będzie mówił o Grecji i wkurzał nas, skoro i tak raczej Grecji nie zobaczymy - po co nam to?? Zrobię po swojemu - będę uparty i zrobię co zamierzałem. Każdy z Was ma wybór w postaci czerwonego krzyżyka - wiadomo do czego służy.
No dobra o co chodzi z tym sokiem? Najprościej mówiąc jest to ślad greckiej kultury pozostawiony na mojej psychice, na moim postrzeganiu otaczającego na świata i jeszcze na paru rzeczach. Dlaczego to jest tak ważne? Dla mnie jest to ważne dlatego, że jest to symbol czegoś dobrego, symbol życia w zgodzie z naturą.
Oglądaliście na pewno kiedyś taki reality show "wyspa robinsona cruzoe" czy jakoś tak i wysłali ludzi na jakąś wyspę aby rywalizowali w jakichś konkurencjach, później się wzajemnie eliminowali a ostatni dostanie kasę która przyda im się dopiero u nas - bo z rybami nie pohandlojemy aby sprzedały nam siostrę. Chciałbym być w takim programie i uciec sobie gdzieś na jakąś podobną wyspę i tam zamieszkać i pozostać.
Wyobraźcie sobie, że codziennie nie rozpakowujecie serka z lodówki w śmierdzącym plastikowym opakowaniu tylko zastanawiacie się którego kokosa ubić tam wysoko 20 m nad Waszymi głowami.
Mi się coś takiego podoba choć nie ukrywam, że nie wiem jak bym sobie radził bez pewnych rzeczy z naszego cywilizowanego świata - np. PC, Deviantarta tak mi bliskiego, mój D80 też byłby bezużyteczy bez prądu. No chyba musiałbym albo z czegoś zrezygnować albo przywiezc ze sobą co najpotrzebniejsze albo nie jechać w ogóle na tą wyspę. No dobra teraz jestem jeszcze w sferze marzeń więc ostatni wariant odrzućmy..
Szczerze mówiąc zazdroszczę czasem tym ludziom w podartych "łachach" że sobie siedzą nad morzem i nie mają zegarka, nie mają telefonu, który zaraz zadzwoni i bedzie czegoś chciał, nie mają podziału godzin i beznadziejnymi przedmiotami i godzinami ich odbywania się.. Wielu rzeczy im zazdroszczę, także latynosom tego, że zawsze są pogodni i mają taki pozytywny stosunek do każdego - nie postrzegają świata w taki samolubny i konsumpcyjny sposób jak my. Mogliby się wylegiwać w hamaku przez tydzień i nie widzieć w tym niczego złego. Nasze szablonowe wzorce kulturowe nakazałyby nam wstać i zabrać się do roboty i nie marnować czasu. I problemem jest, aby wytępić to głupie myślenie w naszych głowach, aby nie myśleć stale, że czegoś się od nas wymaga - wielu z nas nie zna tego stanu błogości i ciszy, uspokojenia - a to jest moim zdaniem tak samo ważne jak jeść, spać...
Wracając do motywu przewodniego mojej notki chcę wyjaśnic o co chodzi z tym sokiem. Oglądałem ostatnio DVD z wyprawami pana Wojciecha Cejrowskiego, był to odcinek w mieście Meksyku, które z naszego punktu widzenia jest przytłaczającym, śmierdzącym i beznadziejnie zapchanem miastem (mówię o tych którzy wiedzą na jego temat cokolwiek). Cieszył się jak dziecko, gdy na każdym skrzyżowaniu ulicy mógł kupić wyciskany na jego oczach sok z pomarańczy. To jest właśnie to, co urzekło mnie w pierwszych dniach będąc w Grecji. Byłem na targu tzw. "laiki" organizowanego jednym dniu w tygodniu w dzielicy w której mieszkałem. Wszystko co tam sprzedawali było po prostu idealne ale nie dzięki pestycydom i nawozom, banany nie były dojrzałe od gazu w których je "tuningowano" - ale wprost ze słońca. Wrzucę dla Was zdjęcia to zobaczycie o czym mówię. Ubóstwiam szklankę soku z wyciśniętych pomarańczy (w zimie za taką przyjemność przychodzi płacić 6 zł za 1 szklankę - jeżeli znajdziemy dobre pomarańcze) - nic co w sklepie kupujecie nie przypomina nawet w wielkości ziarnka piasku w porównaniu z dojrzałą, wyciśniętą pomarańczą z zimnym lodem. To jest lepsze niż zimny browar, wolę leżeć 1,5 h i sączyć taki sok, niż oglądać 90 minut mecz (to drugie to strata czasu). Już mi ślina cieknie - idę wydusić sok z mandarynek. Mniam... <cheers>