Zdjęcie z wakacji - kompleks olimpijski w Atenach. Lato 2008.
Chciałem się poskarżyć na państwo w którym żyjemy.. Większość na pewno wie o co chodzi, no najlepiej chyba rozumie mnie cała rodzina kierowców wszelkiego typu. Wczoraj wlepili mi mandat więc stało się to powodem nadwyraz rozrośniętego kłębu myśli w mojej głowie. Sytuacja wygląda tak - wyjazd z 80 000 miasta w kierunku bieszczadzkich wiosek i znak terenu zabudowanego w miejscu, gdzie jeszcze nigdy nie widziałem pieszego. Całe szczęście, że jechałem tylko 63-64 km/h a nie tak jak zwykle ;).. Pomijając to jak się jeździ w Polsce i te wszystkie kwestie oczywiste jak dziurawe drogi, łatanie budżetu gminnego fotoradarami i tak dalej, zastanawialem się nad tym co doprowadziło do tak fatalnego stanu "życia" na drogach.
Z jednej strony stawiam kierowców - debili - u których brak wielu narządów powyżej jak i poniżej pępka jest zastępowany poprzez popisy na drogach. Ostatnio szczególnie mnie wnerwia ścinanie zakrętów bo po co jechać swoim pasem skoro sąsiedni jest "chyba wolny".. Spotkaliśmy się przez to na pewnym mostku lusterkami z kimś kiedyś ale jedynie się one otarły, więc i łzy nie lały się wiadrami. Wiem - ja święty nie jestem, ale jeszcze nikomu krzywdy nie zrobiłem i nie przeginam aż tak!. Miał rację ten, kto powiedział o polskich kierowcach (ogólnie oczywiście), że są niedojrzali do jazdy na drogach ale to jest wierzchołek góry lodowej. Przede wszystkim niedbałość w jeżdzie (kierunkowskazy), niechlujność (wku**ia mnie parkowanie byle jak i gdzie popadnie!!!!), złośliwość (dodawanie gazu gdy jest się wyprzedzanym), chamstwo w sensie wpychania się i zajeżdżania drogi. Także brak umiejętności (pewność siebie oczywiście ponad normę), brak kultury oraz chyba też decydujący - brak sprawności pojazdów. Przy poprzednim zdjeciu powiedziałem wiele na ten temat więc nie będę ponawiał oczywistych kwestii.
Żeby nie było tak czarno i mrocznie dodam z mojego punktu widzenia, że spotykam wielu uprzejmych kierowców - ustępowanie pierwszeństwa, robienie dodatkowego miejsca abyśmy się zmieścili na skrzyżowaniu. Ta pozytywna uwaga nie dotyczy na pewno Warszawy i Krakowa! Co do niektórych pań za kółkiem to może by i chciały pomóc i ustąpić ale nie bardzo wiedzą na drodze jak przekazać komuś, co chcą zrobić. Dlatego skutkuje to zachowaniem wyglądającym jakby kobieta się wystraszyla i nie wiadomo co dalej - brak zdecydowania pomimo dobrych intencji. Za to dużym plusem jest to, że kobiety nie są tak leniwe jak faceci, bo gdy jadę rowerem (a jeżdżę głównie po drogach utwardzonych) to żadna nie pcha się chamsko do przodu byle przeskoczyć. Po prostu naciśnięcie hamulca nie sprawia tyle kłopotu kobiecie - choć to płeć "słaba".
Napiszę kiedyś osobno co myślę o kierowcach z podziałem na "gatunki", gdyż znowu mi miejsca brakuje.
Drugą stroną medalu są przepisy ustanowione przez kretynów (czasem też dla kretynów i przez kretynów) Moim zdaniem najniższa prędkość jaka powinna obowiązywać na drogach wiejskich i w niektórych punktach miasta to około 80 km/h i nikomu nic by się nie stało. Moim zdaniem tak znaczne ograniczenia prędkości są skutkiem kilku wypadkowych: stanu dróg, kiepskich kierowców, nieuważnych pierszych, jeżdzących ruin na drogach i wielu wielu innych. Nie każdego stać na nowe auto z salonu i każdy to rozumie - jednak naprawdę drewno i wszelkie dziwne materiały nie służą do naprawy samochodu. Już samo kupowanie opon jest ogromnym zazwyczaj błędem - gdyż mało osób uświadamia sobie jaką robotę dla nas one robią. To tak jak kupić "ekonomiczny" sznurek do wspinaczki wysokogórskiej. Zdecydowalibyście się na coś takiego? NO WŁAŚNIE.. W tym roku kupiłem o połowę taniej opony letnie w zimie, przez co zaoszczędzilem 600 zl gdybym mial takowe kupić w sezonie. Odrobina zastanowienia z kalkulatorem w dłoni i tyle kasy zostaje na inne konieczne wydatki związane z aute. Tak więc wszystko zależy nie tylko od prędkości i stanu dróg, jak myśli "ustawodawca" - reszta to nasza broszka abyśmy nie zwalali winy tylko na "nich", ale sami byli w porządku.
Co o tym myślicie?