Obiecałem sobie, że nigdy nie stracę wiary
Dziś mam to w dupie, czaisz? Wokół mnie białe ściany
I puste plany, obiecaliśmy sobie wszechświat
Nie słowami, obiecały nam to nasze serca
I oczy, które rozumiały niewerbalny przekaz
Przestań, przecież wiesz, że to zamknięta księga
Wtedy nie wiedziałem nic, ale ufałem temu
Przeznaczeniu, które mi dawało żyć będąc nawet w cieniu
Nie wierzę w przeznaczenie dziś, zbyt wiele mam na sumieniu
Żeby bezkarnie iść i zwykle śmiać się z własnych grzechów
Ileż można obiecywać sobie, że będzie dobrze?
Jednocześnie czując, że nadciąga najgorsze
Choć nie umiesz wytłumaczyć tego, ja wiem w sumie
Każdy ci powie, że to tylko złe przeczucie
Ale mamy w sobie siłę, a wszechświat nam niesie pomoc
Non stop, by trudne chwile nocą zamieniać w odwrotność
I, jak mocno chcemy, możemy wszystko dziś, teraz, od zera
Dotknąć snów, żyć, krok po kroku iść do nieba