Siedzisz i starasz się przypomnieć sobie jakiekolwiek dobre słowa na swój własny temat... takie,które umiesz poprzeć jakimkolwiek argumentem. Cisza. W głowie największy sajgon robi demon zwątpienia. Przypomina to nieco taniec przerośniętego i naćpanego ogra w magazynie z porcelaną. Straty są pewne.
Podobnie wygląda to jeśli chodzi o kwestie wyobcowania i osamotnienia. Jak można nie czuć się samotnym, kiedy ze wszystkim co najgorsze zostajemy sami? Z chaosem, brakiem akceptacji samego siebie, problemami dnia codziennego czy swoją seksualnością. Nie można być spełnionym i szczęśliwym, kiedy każda komórka w Twoim ciele przekonuje Cię, że jedyne do czego zostałaś stworzona to sprzątanie i utwierdzanie się w swojej beznadzieji. Nie pomaga nigdy fakt,że nie czujesz się atrakcyjnie w żądnym stopniu w oczach kogoś bliskiego. Każdy oczekuje akceptacji i pragnie aprobaty za swoje starania czy działania. Niestety. Osoba, która sama tego nie posiada nigdy tego nie odda. Moje pokłady optymizmu skończyły swój żywot już w momencie,kiedy dowiedziałam się,że jestem przy okazji jakimś tam dodatkiem i najpewniej nie jedynym. Nic nie znaczącym,który tylko daje i można go wydoić z całej życiowej sily. Od teraz mam w sobie już tylko truciznę.
Na nic więcej nie ma we mnie juz miejsca, Samotna i porzucona metaforycznie kobieta , zawsze stanie się kompletną suką. Nie ważne jak bardzo będzie się starała aby to zło jej nie opanowało. Samotnie można jedynie przegrać walkę. Samotnie można dać się opanować demonom fałszu i zdrady. Zdrada zaczyna się tam ,gdzie kończy się zainteresowanie i uwielbienie oraz akceptacja. Za tą kurtyną ona najlepiej zakwita. Ale skoro moja została wyniszczona i wytruta,kiedy weszłam do nowego światac- to czyje widmo wisi nade mną i dlaczego?