Pandora
Nie jesteś kranem
I nie salomona dzbanem
Nie jesteś miękka
Nie każdy też przy Tobie pęka
Jak ser na toście ciągniesz się podgrzana
Kradniesz niczym prawa ręka starego cygana
Nie płacze się nad Tobą jak nad rozlanym mlekiem
Nie stoi się nad Tobą jak nad zbitym ubekiem
Bo nie wolno spojrzeć w twe błagalne oczy
Twój cios prosto w twarz potrafi zaskoczyć
Nie obgryzasz kości
Najlepiej świeże mięso i tylko w całości
NIe ostrzegasz grzmotem
Choć błyskawic mnóstwo tu i za sąsiada płotem
Wierzą w Ciebie i grzeczni i nieczyści
Trzy czwarte tej wiary to po prostu masochiści
Obok nie budzisz się
Uciekasz rano bo dobrze wiesz, że brzydką nazwałbym Cię
Wysłanniczek masz sto
We śnie na zmianę trzymają rekę mą
Wierzgam, majaczę, rady nie daję
Pewnie dlatego rano tak wcześnie wstaję
Za wysokie obcasy
Dobrze w plecy wbija każdy się
T-shirt w czarno-białe pasy
Listem gończym już ścigają Cię
Swoje kity wciskaj zdesperowanym gościom
Nie masz koncesji na zwanie się miłością
Ludzi wprowadzasz w błąd
Mylisz szafę z Narnią
Spod makijażu swąd
Swietlista przyszłość twa pod latarnią.
Szansa gdzieś pod wielką stertą
Kiedyś przyjaciół lewych płuc
Pod paczką gum i pod kopertą
Do szkatułki mały klucz
Tam podobno wierność definicji
To twa największa z cnót
Szczęście mimo prohibicji
Romantyczny dziki wschód
Drzewa tylko dla ptaków
Dla pociągów tory
Lecz znając Twój charakter
To pewnie jest puszka pandory !