miało być zdjęcie z kamerki i jest, a co. na oku to jest włos, żeby nie było. nie maluję oczu.
zjedliśmy naggetsy z za ostrym sosem czosnkowym, noi zjebki pojechali się uczyć majcy a ja zostałam w tej dziczy aby się bić z my dad. oh, ah, eh. fajnie że ma super hiper mega triceps i no ten 'tworzy mu się sześciopak', ale coż z tego? mam dość filmików o 'napakowanych koksach', nie chcę żebyś tak wyglądał, rozumiesz, nie chcę! ale przynajmniej się na kimś wyżyłam. i to nawet na dwóch osobach, nie żeby ktoś tu pomyślał o niewiadomo o czym. my tak okazujemy swoją miłość do drugiej jakże zacnej osoby. mamka ukradła mi książke, nie chcę mi jej oddać. skandal. dziadek tylko mnie rozumie, i co chwila daje mi coś dobrego do jedzenia. w sumie to jesteśmy bardzo do siebie podobni z charakteru. mówię o dziadku of course. ah, no i ten prawie zapomniałam o jakże cudownym, uwielbianym przeze mnie... prawiczku, o imieniu które wywołuje u mnie ciarki na całym ciele, szczególnie w jednym miejscu. tzn. serce. nie wiem jak można mieć ciarki w tym miejcu, ah, nevermind. nie dobra, zaczynam pisać brednie. mama już sie zastanawia co ja tutaj takiego piszę. więc kończę. pozdrawiam serdeczkie brata i wszystkich znajomych czytających ten ów blog a także innych którym udało się przeczytać tą notke do samego końca.
dziękuję że jesteś.