Jestem w rozsypce. Boje sie stanac na wage. Te upały juz mnie wykanczaja. Długie czarne spodnie.. Tragedia.. Ale wczoraj gdy jedna dziewczyna u mnie w klasie troche przy sobie ubrala krotkie spodenki, to chlopcy zaraz ja zwyzywali. Ze fuj. Jak tak mozna.. Jest grubsza troche ode mnie. I stanelam w jej obronie. Zapytalam a co kurwa ma sie gotowac w dlugich spodniach? Gdy ja sama to robie.. Moze kupie jakies fajne spodenki i odwaze sie ubrac, a jesli nie to skoncze wakacje w domu jak rok temu.. Boje sie tego bardzo. Musze wziac sie w garsc w czerwcu i zrobic tyle ile jeszcze moge. Tylko nogi chudna mi ostatnie.. To najgorsze..
Dziewczyny gdyby nie K to chyba bym zwariowała już dawno. Wspiera mnie jak nikt. Daje coś czego od nikogo innego nie dostałam. Jest moim Słoneczkiem. Chcę mu dać od siebie jak najwięcej i być już w pełni szczęśliwa by on nie musiał się martwić. By nigdy nie musiał przed 1 w nocy dostać sms'a że jest źle. Kocham go bezgranicznie. Chyba stąd odejdę. Skupię się na układaniu własnego życia. Obecnie nie jestem w stanie was wspierać. Muszę siebie zebrać dla niego.. Ale jeszcze nie odchodzę.