Kochana Stratosfero, przypomniałam sobie o tym blogu jak znowu dostałam... ataku rozmyślań
wróciłam do twojego bloga, do twoich wpisów przeczytałam, mniej lub bardziej uważnie
zawiesiłam się na paru linijkach dłużej zostawiam wszędzie swoje ślady, bo mam nadzieję, że na któryś trafisz. że kiedyś będziesz chciał wrócić.
mam w swojej głowie scenariusze mniej lub bardziej cringe'owe. smutne i desperackie.
chciałabym ci wysłać dokładny adres, dokładny numer, koordynaty, godziny kiedy jestem w domu i kiedy mnie nie ma. moje plany, moje rezerwacje, moje loty, moje wyjazdy, żebyś wiedział jak mnie znaleźć, ale boję się, że wtedy zaczniesz mnie jeszcze lepiej unikać.
są takie dni, że myślę, że sobie radzę a czasami planuję kogo porwać i ile przetrzymywac, żebym mogła zażądać, żeby mi cię przyprowadzili.
próbuję, walczę. wychodzę, spotykam się, wyjeżdżam, zmieniam fandomy, towarzystwo, miasta, kraje albo zostaję gdzieś na dłużej.
marnieję w oczach, grubnę, słabnę, widzę coraz gorzej, chodze coraz wolniej, słyszę coraz mniej, nawet jeśli wszystkie twoje długi mogę spłacić w parę godzin.
nie potrafię uszanować tego, że już cię nie ma. śnisz mi się po nocach, wielokrotnie, przez parę lat, budze się zlana potem, zapłakana albo budzi mnie mój własny krzyk. lecę myślami do ciebie gdy nie mogę się uspokoić. gdy jestem szczęśliwa. gdy jestem smutna. zawsze jesteś. taki, jakiego cię zostawiłam na pożarcie.
marzę tylko teraz by cię przeprosić. i by zobaczyć dwa znaczki zamiast jednego w fali wiadomości. jeszcze tu wrócę.