"Usiadłem machinalnie na bujanym foteliku obok żarzącego się piekielnie pieca. Owinąłem wokół palców wielobarwne przędze i z pustym spojrzeniem przewijałem je kolejno pomiędzy mymi dziewiczymi kończynami. Z każdym manewrem utykałem lśniącymi nitkami nowe konfiguracje, zemstą ręki śmiertelnej komponowałem i dekomponowałem elementy swego osobistego globu. Mój glob nie jest błękitno-zielony, emanuje on refleksami fioletu i szarości, gdzieniegdzie znajdziecie rysy ckliwej pomarańczy i beżu. Tylko w moich pustych oczach, obserwujących bacznie ruchy sprawnie pracujących dłoni, niewzruszenie widnieje lazur świdnickich niebios. W puchu pienistych obłoczków na lazurowych niebiosach pływa sobie Opatrzność. Spoglądam bezwiednie przez pokryte szadzią okno na powierzchowność Opatrzności i czuję wilgoć na zachartowanym kciuku. Czuję, że krwawi. Przedziurawiłem bezpowrotnie swoje dłonie wrzecionem w dniu, kiedy machinalne usiadłem na bujanym foteliku obok żarzącego się piekielnie pieca. W myśl obłąkanych Braci Grimm usnąłem na sto lat."
(Ulrich D.)
Ab ovo. Od jaja.