„[…] przed każdym dobrym uczuciem człowieka trzeba klękać jak przed świętością, jak przed gwiazdą. Ochraniać ją, nieść jak światło, a jeśli jest tego chociaż iskierka, to dmuchać aż do utraty tchu. To wiek dwudziesty, Agnieszka: Izolda mieszka w burdelu, a Tristan pije z sutenerami na rogu. Ludzie mają dziś mało czasu na wielkie uczucia; zrywają się rano, chłepczą swoje zupki w barach mlecznych, tłoczą w tramwajach, kupują w domach towarowych tandetne meble na raty, kłócą się z konduktorami o pięć groszy i tak dalej. Klękać – powiedział – klękać. Życie nie daje żadnych gwarancji na przyszłość. Każdemu który mówi: „Zostaw to, za parę lat przyjdzie co innego” powinno się pluć w gębę. Co przyjdzie? Kiedy przyjdzie? Każde szczęcie przychodzi złą drogą.”
(M. Hłasko - Ósmy dzień tygodnia)
Frapująco, swingujaco marzę o bezkresnych manowcach smaku białej czekolady i obmyślam kolejne niepołowiczne bujdy na resorach (niech będzie zadość retoryce -herezje). Literalnie afekt nad afektami.