Niemiłe zrządzenie losu sprawiło, że w środku tygodnia znalazłam się w Piotrkowie. Ale o tym pisać nie chcę. Napiszę o jednym z wieczorów, które tam spędziłam.
W Piotrkowie, jak pewnie w każdym mieście w Polsce rozpoczęły się juwenalia. Traf chciał, że mieszkanie moich dziadków, gdzie się zatrzymałam się na te parę dni znajduje się dokładnie naprzeciwko placu, gdzie rozstawiono scenę i zorganizowano koncerty na ten jeden dzień. Tego dnia siedziałam już w domu po wizycie w szpitalu i było na tyle ciepło, że pootwierałam okna. Usiadłam w jednym z nich, na parapecie tak jak lubię najbardziej i słuchałam jak śpiewali. Jakiś chłopak grał na gitarze i śpiewał. Podobało mi się. Siedząc jeszcze chwilę, utwierdziłam się w przekonaniu, że muszę się ruszyć, żeby nie zwariować z nadmiaru dobrych nowin w ostatnim czasie w moim życiu. Zarzuciłam sweter i wyszłam. Koncerty trwały.
Idąc tam pomyślałam, że na juwenaliach byłam tylko raz w życiu tylko jak występowałam w kabarecie i w dodatku grałam studenta AWFu podrywającego jakąś laskę. Znajomi śmiali się ze mnie, że chociaż przez jeden dzień podczas całych studiów poczuję się jak prawdziwy wychowanek tej uczelni.
Minęłam bramę na plac i zaczęłam rozglądać się na miejscem na polanie, gdzie mogłabym usiąść. . . ale coś kazało mi iść pod samą scenę. Akurat zaczynali nowy utwór. Grał zespół Rail, a zagrali to:
https://www.youtube.com/watch?v=LPRMaFfsy1E
Ten u Góry ma niezłe poczucie humoru.
Chłopaki z Rail zagrali jeszcze parę numerów, później odbywały się konkursy. Pierwszy był na najzabawniejszy dowcip. Nikt z nich nie potrafił opowiadać kawałów. To smutne. Później byli Milionerzy z 3 pytaniami i 3 kołami ratunkowymi. Dziewczyna nie znała sama żadnej poprawnej odpowiedzi. W tym wszystkim stwierdziłam, że to wszystko jest nawet zabawne. Po konkursach pojawił się kolejny zespół - KaAtaKilla. Zespół rockowy i grający dość ciężko, czyli muzyka której słucham dość rzadko. A jednak tego właśnie potrzebowałam tamtego dnia. Mocnych gitar, ryczenia do mikrofonu i tego dudnienia rozchodzącego się po całym ciele. Na żywo brzmią lepiej niż na youtubie sprawdzałam.
Ale ale, co najważniejsze jak tylko zaczęły się konkursy usłyszałam obok siebie stwierdzenie Wiedziałam, żeby się tam nie pchać i zobaczyłam uśmiech skierowany w moją stronę. W ten sposób poznałam Iwonę, która prosiła żeby nazywać ją Maliną. Malina miała około 35 lat i choć wyglądała dużo młodziej, to dość dobitnie podkreślała, że wszystkie próby podrywu na tychże juwenaliach ucinała już na początku tłumacząc adoratorom, cytuję: Oszczędzę Ci czasu, jestem bardzo stara. :) Malina wróciła z Anglii, gdzie mieszkała 10 lat. Wróciła, bo jej mąż bardzo tęsknił za Polską. Zaraz po powrocie się rozwiedli, a on wyjechał do Norwegii, do której nie chciał się wyprowadzić kiedy byli razem. Opowiadała mi o tym jak wyszła za mąż mając 28 lat, bo stwierdziła, że to już przecież trzeba, mimo że od początku wiedziała że to nie to. Z perspektywy czasu stwierdziła, że wcale nie trzeba. Teraz została sama z dwójką dzieciaków, ale ma dobrą pracę, alimenty i jest zadowolona ze swojego życia. Ostatnio była na warsztatach rozwoju duchowego. . . organizowanych w Gdyni! Ma też plan, żeby wyprowadzić się do Hiszpanii. Wróciłam do domu, kiedy zaczęło mi się robić zimno, naładowana pozytywną energią z poznania nowej interesującej osoby.
I cały wieczór był naprawdę pozytywny. Dopiero w nocy wydarzyło się coś, co znów zachwiało moją równowagą. Coś czego się nie spodziewała. Będąc u Babci spałam przecież z Mamą w jednym pokoju. Spała odwrócona do mnie plecami. A ja przytuliłam się do niej przez sen. . . i chyba w półśnie pocałowałam ją w te plecy, do których się tuliłam. W tym momencie obudziłam się z przerażeniem stwierdzając, że to przecież nie On. Musiałam zrobić to dość gwałtownie, bo Mama też się przebudziła pytając Co się stało?. Nic, nic, śpij odpowiedziałam, ale uczucie, że to był On było tak silne, że sama póżniej zasnąć nie mogłam.