Czasami męczy mnie towarzystwo innych. Mam dosyć rozmów o nich, o ich życiu. Bo nikt nie spyta nawet jak u mnie, jak się trzymam i czy w ogóle się trzymam. Tylko oni, oni, oni. Potrzebuję samotnego dnia i odpoczynku. Chcę przesiedzieć cały dzień w domu, a wieczorem wyjść na samotny spacer słuchając muzyki. Chcę przemyśleć wszystko i zająć się w końcu sobą, bo nikt inny tego nie zrobi.
Odkąd się rozstaliśmy, nienawidzę swojego telefonu. Najchętniej wypieprzyłabym go do kosza, Wyrzuciła przez okno, spłukała w kiblu,rozpieprzyła młotkiem na miliony kawałeczków. Jak długo on może milczeć? Przez cały dzień ani jednego sygnału przychodzącej wiadomości. Wcześniej nosiłam go ze sobą wszędzie -potrafiłam biegiem wrócić się po niego do domu, chociaż i tak już byłam spóźniona na autobus do szkoły. W domu wyłączałam dźwięk, bo tata dostawał spazmy od ciągłego pikania. Teraz zwyczajnie o nim zapominam. Kładę go pod poduszką z samego rana i wieczorem biorę go do ręki, żeby tylko nastawić budzik. Potrzebny mi jest tylko do sprawdzania godziny, a nie do wymieniania z Tobą grubo ponad setek wiadomości, które mnie budziły, rozśmieszały w ciągu dnia i kładły spać. Boli mnie palec od ciągłego odblokowywania klawiatury w nadziei, że pojawi się zbawienny komunikat: masz 1 nieodebraną wiadomość.