krzyczę zbyt głośno, wpycham się bez kolejki ze swoim światopoglądem. chcę każdemu coś wyjaśnić, bo tak wiele jest we mnie myśli. wychodzi na siłę, koślawo. wydaje mi się, że inni mają mnie dosyć. choć może to po prostu ja mam tak bardzo dosyć damej siebie. brakuje mi koleżanek, których nie mam. brakuje mi środka wyrazu, którego nie posiadam.
przeżywam wszystko tak intensywnie, jak gdyby moja skóra była jedynie cienką błoną. mam duszę piepszonej artystki i żadnego talentu by cokolwiek wykrzyczeć. a w środku żywioł, pokłady emocji i spostrzeżeń, które chcę i potrzebuję z siebie wyrzucić. czasem mam wrażenie, że urodzenie dziecka będzie jedyną okazją do spłodzenia, wydobycia z siebie czegoś co ma ręce i nogi. to głupie.
nie nadaję się do tego świata, choć kocham go tak bardzo.
i staram się, ale nie ma we mnie spokoju.