Jestem pomieszana.
Zmiksowana.
Podzielona na milion niespójnych kawałków.
Wszelkie syntezy i analizy wielkich fizyków, czy innych super-uczonych są niczym w porównaniu z syntezą i analizą mojego wnętrza. Które zostało (nawiasem mówiąc) zsyntezowane i zanalizowane niesamowicie dokładnie przez najróżniejsze czynniki zewnętrzne, a (i tu jest zajebisty PARADOKS) w żaden sposób nie daje się zsyntezować, a co dopiero zanalizować (!!!) mnie samej.
Bo nie wiem, czego chcę.
Znaczy wiem, ale nie wiem, jak to osiągnąć. Bo chcę dobrze i wychodzi średnio. Tak myślę.
ALE SCHIZA. No bo w sumie jeżeli coś wydaje mi się być skomplikowane, to tylko dlatego, że sama to sobie komplikuję. CZYLI MUSZĘ PRZESTAĆ, już mnie to przestało bawić. Za dużo takich akcji.
Aaa, no i jestem w ciemnej dupie. W ciemnym lesie. W ciemnej betonowej przerembli. W ciemnym lochu. W ciemnym korytarzu. W ciemnej ciemności kreującej najciemniejsze z ciemnych myśli. Z MATMY.
''Like sugar and cyanide - these walls are going to collide.''