Łzy opadają
Stoję w zatłoczonym mieście
To brudny świat
Gdzie umarły prawdziwe wartości
Tu tłoczą się setki dusz
Utopionych w wielkomiejskim błocie
Wszystko wywrócono do góry nogami
Każde spojrzenie mnie przygniata
Tłumię w sobie ból, gdy nagle&
Ogarnia mnie twoje ciepło
Wtulam się i zamykam oczy
Łzy opadają
Te gorące krople rzeźbią moją twarz
Oczyszczają zagubione serce ze złych uczuć
Przynoszą ulgę zmęczonej duszy
Są deszczem kapiącym na sumienie
Ludzi, którzy tak łatwo krzywdzą
I tylko ty chcesz usłyszeć
Jak budzę się z krzykiem
Rozpaczliwie wołam Boga o pomoc
Bo niszczy mnie chciwość innych
Umysł przenika słabość i niemoc
To lęk przed tym, że ktoś znowu zrani
Przez cudzą pychę dosięgam dna&
Lecz ty dajesz mi skrzydła wiary.
Łzy opadają
Te gorące krople nieraz rzeźbiły moją twarz
Czyściły zagubione serce ze złych uczuć
Przynosiły ulgę zmęczonej duszy
Były deszczem kapiącym na sumienie
Ludzi, którzy nie baczą na ból innych
Kryję się przed fałszywymi uśmiechami
Choć ich obecność przyprawia o klaustrofobię
Ty nie dopuścisz by mnie zepsuły
Choć tak łatwo jest się poddać
Nie pozwolę się omamić.
Łzy opadają&
Nauczyłam się cierpieć w ciszy
Krzyczeć i płakać kiedy nikt nie słyszy
Ukrywać w milczeniu smutek i ból
Ślady śmiertelnie raniących kul
Szczęcie,radość i uśmiech udawać
Kawałek po kawałku swą duszę sprzedawać
W zamian za ucieczkę od pytań dręczących
Spojrzeń budzących złość choć współczujących
Znowu... taki już chyba mój los. Mimo, że serce mówi jedno...muszę posłuchać sumienia i mojej dumy.
A może...nie patrzeć na to...nie słuchać co mówią ludzie...i być szczęśliwa...ale jednocześnie poniżana?
Już sama nie wiem... nie wiem co dla mnie będzie lepsze:(