Chorujemy sobie z małym dziabągiem... Smerfik ma jakieś wirusowe zapalenie gardła, a ja nie wiadomo co - grypę/przeziębienie. Wczoraj mało mi stawy z bólu nie odpadły, w nocy wypociłam gorączkę, więc dzisiaj już tylko kaszlę jak gruźik. Za to Młoda dostała pierwszy w życiu antybiotyk, na szczęście jakiś nowej generacji, więc tylko trzy dawki. Zdrowieje szybciorem. Najśmieszniejsze jest to, że musiałam z nią iść do prywatnego pediatry, bo państwowa przychodnia nie miała prawa nas przyjąć... Parodia.