Jestem pełna smutku i nie wiem skąd on się bierze w takim nadmiarze w moim życiu,
niby nic się nie dzieje,
wsystko jest dobrze.
Jestem coraz bardziej rozczarowana ludźmi,
ich zachowaniem, a nawet właśnie brakiem zachowania... ( sama nie wiem co już jest gorsze)
dlaczego ludzie, dla których tak ważne ( niby ) jest bycie podziwianym i szanowanym przez innych zachowują się bez klasy?
jak rozpieszczone dzieci,
pełne wrogości i agresji kiedy masz inne zdanie niż oni,
kiedy chociaż jednym słowem pomylisz się w np. definicji...
Nie lubię oceniać, ale poprostu już dłużej nie mogę znieść tego jacy beznadziejni ludzie mnie otaczają i dlaczego jestem na nich skazana ( wiem mogę coś z tym zrobić, ale poprostu nie mam siły ), najgorsze jest to, że przez to, że nie widzę nadziei poprostu gram marionetkę w tej głupiej sytuacji, ponieważ tak jest MI łatwiej. Nie lubię dróg na skróty, ale życie lubi być brutalne.
Wiem, ciągle jest smutno, ale chyba zapomniałam jak to jest naprawdę, szczerze się śmiać... Boję się przyzwyczajeń, chociaż dzięki nim czujęsię bezpieczna.
To wszystko jest paradoksem,
sama nim jestem.
Może zmiana nieba sprawi, że się odnajde...
Dochodzą święta, chociaż wogóle ich nie czuję, wiem, że będą rodzinne...i chyba tylko to mnie z nich cieszy ;).