Przez prawie x lat jestem zawsze zaplątana w swego rodzaju dramat z jakimiś facetami.
Jeden się kończy, drugi sie zaczyna.
Najgorsze jest to, że każdy kolejny idiota jest jeszcze gorszym idiotom od poprzedniego idioty.
Tym razem wydobywa się ze mnie jeszcze wieksza cholera niż dotychczas.
Mam jeszcze większą ochotę zniszczyć to co staje mi na drodze.
Czuję jakby te wszystkie wspomnienia wracały, podchodziły do góry.
Podchodziły jak wymiociny do gardła. To okropne, chce zeby znikneły.
Znowu wygrałam! Z moją całą zajebistością!
I moim wyrobem miłościo-podobnym ;)
Czas poszukać kolejnego naiwanego chłoptasia i zniszczyć mu psychikę :)