To był dziwny rok. Trudno mi go w jakikolwiek sposób podsumować. Minął tak szybko, choć były momenty, w których miałam wrażenie, że czas się zatrzymał, i że nieprzyjemne uczucia będą trwać bez końca. Czas jednak nigdy się nie zatrzymuje, a uczucia, nawet te największe, w końcu się zmieniają.
Podróże po raz kolejny wypełniały mój czas. W tym roku odwiedziłam cztery europejskie stolice. I wiele mniejszych miejsc. Podróżowałam też dużo w myślach i w książkach. W czasie, w przeszłość i w przyszłość, i teraźniejszość.
Były momenty, w których byłam pewna wszystkiego, w co wierzę, we wszystkich, których kocham lub kochałam. Momenty, w których nie było w stanie zasiać niepewności w moim sercu. Koniec roku jest jednak pewien wątpliwości, stawia mnóstwo znaków zapytania. Czyżby wszystko znów rozsypało się na drobne kawałki, poplątały jak secesyjne ornamenty kamienic, w mieście, którego czasem wolałabym nie znać? Może po raz kolejny trzeba zagłębić się w samą siebie, żeby poszukać tej ścieżki, z której zboczyłam, a może odnaleźć, odkryć zupełnie nowy szlak, którego tak bardzo się obawiam.
Przesunięcie żałoby w granice melancholii. Zetknięcie z obojętnością wytwarzającą wielkie wybuchy. Gloryfikacja wszystkiego, co ma w sobie zalążek piękna. Rozmowy, które powinny coś zmieniać. Słowa, których nie chce się słyszeć. Uczucia, których nie można zmienić. Ludzie, którym nie potrafię pomóc. Tysiące przewróconych kartek. Setki przewertowanych książek. To wszystko jest bardziej odczuwalne, kiedy coś się kończy. To wszystko nie daje odpowiedzi. To wszystko mnoży pytania. Paraliżuje i napełnia obawą o tych, co zbyt daleko.
To był dziwny rok.
W lutym rozstrzygnie się tak wiele rzeczy. Pod koniec stycznia publikacja.