Wszystkie te trzciny nasycone wilgocią tak nagle zamarzają. Rozmraża je ciepło, jeśli zechcą, jeśli ten mróz ich nie zabije.
Może milczenie byłoby teraz najodpowiedniejsze, kiedy słowa są zbędne, albo niezrozumiałe. Zdają się tak bardzo nieistotne, wyrwane z obojętności, zobojętniane jednak. A ja wciąż uparcie nie umiem milczeć.
W piątek Rzym. Ostia. Neapol. Nareszcie, bo już nie mogę wysiedzieć w miejscu. Potrzebuję potwierdzenia, że tu gdzie jestem jest miejscem idealnym, że to dobra droga. Potem jakoś tak łatwiej, lepiej, bardziej. Prościej nie bać się, że może to syzyfowe prace.
Idzie dobrze, mam nadzieję, że pójdzie świetnie.
Wciąż chcę, nawet kiedy wydaję się, że już nie, że starczy. Wtedy jeszcze więcej, jeszcze bardziej.
#jakośćphotoblogtakbardzo:(