"Choć w moim świecie, jest inna prawda..."
Właśnie odpaliłam sobie w słuchawkach Pezeta, usiadłam po całym dniu pracy w ciemnym salonie, umyta i ogarnięta, aby się wyciszyć, zebrać myśli i spróbować coś napisać - cudowne uczucie :) Zupełnie tak samo, jak rok, dwa czy 5 lat temu, kiedy fundowałam sobie taki 'czas dla siebie', aby móc na chwilę wejść cała do miejsca wyłącznie mojego...
Swoją drogą zdaję sobie właśnie sprawę, że pewne rzeczy chyba pozostaną ze mną już na zawsze - 'wieczorki przemyśleń', muzyka (a szczególnie kawałki sentymentalne od tak po prostu) czy chociażby fakt, że jestem nocnym markiem i UWIELBIAM nocne posiadówy z laptopem na kolanach! Czuję wtedy zupełnie inny klimat, niż za dnia.
A teraz: zupełnie szczerze.
Nie bywam już zbyt często w domu, ale jeżeli się zdarzy, to raczej "teleportuję się" tam pociągiem. Przemieszczając się między moją rodzinną miejscowością a Poznaniem traci się generalnie przynajmniej godzinę z życia, toteż mając taki zapas czasowy nie miałam za bardzo zajęcia. Oczywiście przewidziałam już wcześniej, że to może nastąpić, dlatego specjalnie zabarałam się desperacko za świeżo wypożyczoną przeze mnie 'rozwojówkę'. (Warto siebie czasem dowartościować myślą, że robi się coś pożytecznego w porę)
Jednak okazało się, że mój umysł potrafi być zdradliwy i od razu wyczuwa, kiedy trwam w bezczynności. Myśli zaczęły napływać falami, właściwie śmiało można byłoby to nazwać tsunami bzdur, dzięki którym szybko zapomniałam, że w ogóle trzymam w rękach coś podobnego do książki. Ale się na siebie rozzłościłam! "Do cholery po co o tym myślę, skoro wszystko jest w jak najlepszym porządku?"
Przysięgam, gdyby nie to, że pod ręką miałam telefon, a w nim galerię zdjęć, pełną tej mojej ukochanej, uśmiechniętej mordki, to chyba bym zwariowała. A wystarczyła CHWILA. Przerażające...
Całe szczęście nie miewam już wielu taki chwil, a raczej zastanawiam się jedynie, czy mój ukochany również ich nie doświadcza. Bo na pewno nie raz wpadnie mu do głowy pytanie: "Czy Ty ją naprawdę kochasz?", "Czy naprawdę nie obchodzi Cię jej przeszłość?", "Czy naprawdę możesz jej zaufać?" - no wiecie...
Z wiekiem uczę się być krytyczna wobec siebie, kiedy wiem, że nie byłam lub nie jestem z siebie zadowolona. Raczej nie zdarza się już, że mówię coś, aby to sobie wmówić i poczuć się gorzej, bo lubię sobie dowalać. I dlatego myślę, że mogę napisać śmiało, że moje "szukanie na siłę" nie było dla mnie ani trochę dobre. Jeszcze niedawno mogłam odnaleźć w tym jakieś plusy, ale teraz mam w głowie tylko: "Gdybym wiedziała, że spotkam T. kiedyś na swojej drodze, zaczekałabym..." To wszystko oczywiście z obawy, że przyjdzie dzień, w którym dostanę za to po głowie i będę rozgrzeszana w brutalny sposób.
A ja naprawdę mocno go Kocham. I to w dużej mierze istnieje teraz w moim świecie, z którego nie mam zamiaru go wypuścić! :)