wydaje mi się, że gdy w człowieku raz zasieje się ziarno Melancholii, to nigdy już nie uda się go wyplenić. chyba, że po prostu każdy ma w sobie jakąś cząstkę smutku i nienawiści do niczego, która od czasu do czasu się uaktywnia, albo trwa cały czas, niwecząc wszelkie plany i jakiekolwiek kontakty międzyludzkie. przetrwają tylko najsilniejsi, tak mi się wydaję. nie chcę być tym, który będzie wisieć na pętli, tylko tym, który popycha truchła, by latały przód-tył dla mej uciechy. groza.
wiele ciekawych mądrości wyciągam z najpowszechniejszego, aczkolwiek najrzadziej używanego w tych czasach żródła wiedzy - książek. nawet te najbardziej niepozorne potrafią otworzyć oczy na sprawy oczywiste, jednak pomijane w natłoku codzienności. teraz wiem, że człowiek musi wykazać się odpowiedzialnością i brakiem egoizmu przez zachowywanie swego smutku i mniejszej lub większej agonii duszy dla siebie. nie jest złym przelewanie czary smoły z duszy na wirtualne karty pamiętnika, jednak warto zachować to dla siebie, przynajmniej w jakimś stopniu. jaki jest sens kraść innym coś, czego sami nie mamy, a nie potrafilibyśmy tego nawet użyć? choroba duszy to zjawisko permanentne, więc warto nauczyć się z nim żyć.
inna sprawa to to, że człowiek nigdy nie potrafi żyć całym sobą. nie potrafi żyć, czyli czuć, przeżywać, odczuwać. nawet, gdy wygramy w przysłowiowego totka, gdzieś w tle jest myśl, że ktoś nas okradnie, że coś nam się pewnie stanie, że to nie prawda. brakuje mi czasów, gdy radość nie bywała niczym splamiona.
ostatni czas to mieszanka wydarzeń niesamowitych, które same budzą uśmiech na ustach, oraz takich, które potrafią sprawić, że człowiek klęka i nie wie, czy jest sens wstawać. o tym właśnie pisałem parę linijek wyżej - co z tego, że właśnie spełniłeś kolejny stopień swoich marzeń, gdy po powrocie do rzeczywistośći przyjaciel wbija Ci nóż w plecy.
na nowy rok niczego sobie nie obiecuję. i mam nadzieję, że się nie zawiodę.
[widok z okna Domu Studenckiego w Gdyni, o jak wiele okruchów radośći przybyło w te paręnaście godzin!]