Ostatnio coraz bardziej żyję przeszłością. Wspomnieniami. To mnie dobija, ale jak tu o niej zapomnieć, kiedy nie ma się warunków? Codziennie widzę ludzi, z którymi moja przeszłość się wiąże. Stoję w miejscu i patrzę jak wszystko się zmienia oprócz mnie. Nie, sorry. Ja też się zmieniam. Ale nie na lepsze. Zdecydowanie nie na lepsze .... Może pod niektórymi względami jest odrobinkę lepiej - teraz trochę inaczej rozumiem niż kiedyś. Więcej wiem, więcej rozumiem. Przestałam żałować swoje błędy. Teraz się na nich uczę. Wyciągam wnioski, przemyślam .... Uczę się. Ale tego, że nie można żyć przeszłością chyba nigdy się nie nauczę. Jestem sentymentalna i wrażliwa. Zawsze taka byłam, lecz nie zawsze to okazywałam. Teraz przeciwnie - słabość we mnie rośnie. Łatwo mnie zranić, zawieść. Łatwo popadam w rozpacz, nie umiem walczyć. Jestem naiwna, prosta. To przykre. Kurwa. Co jest? .....
Czasami maskuję swoje problemy i udaję (nawet sama przed sobą!), że wszystko jest OK. Że to, co mnie tak naprawdę rani mnie nie obchodzi. Ale zdaję sobie sprawę, że właśnie to, czym za wszelką cenę staram się nie przejmować, jest dla mnie najbardziej bolesne. Totalna masakra.
Na szczęście mam coś, co czasem trochę potrafi poprawić mi humor - mam swoje książki, swoje wyobrażenia i przede wszystkim marzenia. Mam też swoje wyobrażenia i oczekiwania wobec przyszłości. Wiem, że można się na tym ostro przejechać (czego nawet już bardzo doświadczyłam i to nie raz), ale to trochę pomaga. Trochę motywuje.
Ale i tak uważam, że wszystko jest do dupy. Może i zdarza się, że myślę na odwrót, ale są to pojedyncze, rzadkie przypadki.
Co mi pomoże? Co tak naprawdę może coś zmienić w moim życiu? Mam kilka pomysłów, ale zbytnio nie mogę ich zrealizować. Nie wiem czemu. A może wiem ... Tylko nie biorę sobie tego do serca.
Chujnia i tyle.