Walentynki..Zawsze ten dzień niesie ze soba nadzieje.
To,że złudzenia,marzenia i sny mogą się spełnić.
Że to właśnie w tym dniu stanie się coś.
Że to będzie przełom.
Czekamy.. na znak od tego kogoś..
Bo może akurat myśli dziś o mnie? Co?
Tak jest gdy jest się samotnym oficjalnie.
A gdy w sercu ktoś jest. Ten. Lub Ta.
Zresztą..
Myślimy w sobie' idealny dzień,może to, no tak nie ma innego wyjścia'
Szczerze? Przez to później wszystko sie pieprzy.
Gdy nic sie nie stanie.
Zostajemy sami.
Zawiedzeni.
Na kim? Samym sobie.
Jak w ogóle mogliśmy myśleć, że coś sie zmieni właśnie w ten,jeden dzień w roku?!.
Bezsens. Znowu się pogłębia pustka.
Brak osoby obok. Brak poczucia bezpieczeństwa.
Tylko lęk, że to się nie zmieni.
Że jeśli dzisieja data nie wpłynęła na życie, to że tak będzie już zawsze.
Wiecie co ja wtedy robię?
Nie jem bo nie mam ochoty. Dodaje zdjęcie na fbl.
Pisze bzdury,które we mnie siedzą.
Wyrzucam ciuchy ze wszystkich szaf w pokoju i do końca dnia je składam.
A wieczorem kłade sie i mam wszystko w dupie.
Oglądam film. I zastanawiam sie dlaczego jestem taka głupia...
I wierzę..
Bo 14 luty jeszcze trwa.