Żyć. Nasuwa się; nie umierać. Ale ja wiem, że to nie o to chodzi, Ty też dobrze wiesz.
Kiedyś w cudzym mieszkaniu, stojąc na chwiejnych nogach doświadczyłam czegoś, co teraz trudno mi właściwie ubrać w ramy słów.
Doznałam świadomości posiadania duszy. Tak, to chyba trafne określenie.
Między jednym a drugim mrugnięciem oka w czasie tak krótkim, bezdechu. Poczułam, że to ciało w którym się znajduję - to nie jestem ja! Te palce, te stopy i ramiona. Gołąb w klatce. Miałam wrażenie, że mogłabym być w którymkolwiek z ciał znajdujących się wokół. Intruz. Patrzyłam na dłonie, które służyły mi przez dni, miesiące i lata. Przyglądałam im się z zaciekawieniem niczym na coś nowego, nieznanego.
Czy to przypadek, że te dłonie należą do mnie?
Czy to przypadek, że dwie chude nogi niosą właśnie mnie po chodnikach, lasach i dywanach?
Czy to tylko igraszki losu, że te włosy, te oczy moimi się zwą?
Wiem. Moje ciało urodziło się, genetycznie zaprogramowane, ale czy ja się urodziłam razem z nim?
A co jeśli wcisneli mnie do niego, zatrzasneli drzwi a na odchodnym krzykneli 'zostań'?
Czymże jesteś ciało w stosunku do duszy?
Żadne porównanie nie jest dość dobre by oddać ten związek,tę zależność.
Powieka opadła.