Rzeczywistym jest, jak powiadają, że im więcej rzeczy masz w dupie, tym łatwiej o wszystko inne.
To słowem wstępu bo co ja mam do opowiedzenia to mała bania, taka u Cygana, taka do rana.
Pierwsza rzeczą jaka opuściłam ostatnimi czasy to moja stara praca i moja toksyczna szefowa. Serio, związek niemalże lesbijski (psychicznie) z pracodawca to nie był najlepszy pomysł ewer. Trochę pod gore, żale i na końcu i tak rozstanie.
Nie miałam skrupułów. Nie miałam serca. Nie miałam wątpliwości.
Druga rzeczą, która opuściłam są oczy. A właściwie ich brak. Bo nie ma już w nich błysku.
Ja wiem, ze na około i w ogóle niedoslownie ale nie mogę tak w prost. Nie mogę bo photoblog trwa już u mnie tyle lat, tylu ludzi, ilu się przewinęło przez moje życie i zagłada tu czasem to& to bania mała :D i kolejny raz wiem, ze zdanie może zbyt nielogiczne ale sens jest. Chyba. Czy nie?
Wracając, pozbyłeś się, nie wiem w jaki sposób, ten iskry w oczach. Nic już w nich nie widzę. Są martwe.
To chyba nienajlepszej dla Ciebie ale co ja, 1000 km od Ciebie mogę zrobić?
Trzecia rzeczą, jaka opuściłam jest wstyd. Wstyd przed jedzeniem przy kimś, rozebraniem się na basenie (tak btw to byliśmy w zajebistym parku wodnym, stad to zdjęcie). Uciekłam od wstydu negowania czyjegoś zdania. 30 lat się bałam i trzęsłam żeby tylko mnie ktoś zle nie zrozumiał. Koniec z tym. Mam nadzieje, ze na długo.
Czwarta, niestety, rzeczą, która nie opuściłam a weszła mi do głowy to codziennie myślenie o śmierci. Serio, tak mi najebalo w głowie.
Ale nie, ze chce, tylko bardziej rozmyślania egzystencjalne: jak?, dlaczego?, gdzie?. I dzień w dzień z samego rana budzę się z mega wkurwem, bo jestem niewyspana.
To chyba etap?