3 lata zmagań z jednym i tym samym, walki z kolejnym dniem, kończącym się kolejną porażką lub małym sukcesem, małym kroczkiem w kierunku bycia kimś idealnym, kimś kogo wymyśliłam, kimś kogo wykreował mój chory mózg. jak to jest kiedy twoje samopoczucie, kiedy twój dzień zależy wciąz od liczb, powinnam być najlepsza z matematyki, dziwne.. jak to jest kiedy wszystko, dosłownie wszystko kręci się wokół kalorii, jedzenia, przeliczania. ja wiem. czasem jestem już zmęczona, zastanawiam się nawet co czują ludzie którzy potrafią normalnie funkcjonować i nie mogę sobie tego wyobrazić. wtedy nagle czuję przerażenie, co jeśli już ZAWSZE tak będzie, do końca mojego życia. i jestem kompletnie bezsilna, jakby zawieszona w miejscu, nie mogę ani ruszyć naprzód ani się cofnąć, tkwie w bezruchu, w bezsensie. i nie wiem sama czy chcę się od tego uwolnić. który to już fotoblog? 3? 4? nie mam pojęcia. no ale cóż, po raz kolejny godzę się z tabelką kalorii, z fotoblogiem, z dziewczynami które tak jak ja marzą o tym samym. może wlasnie to jest złotym srodkiem na to całe gówno, może jak osiągnę wymarzoną wagę wszystko zniknie jak zły sen i znów będę mogła normalnie funkcjonować, oceniać ludzi i postrzegać świat, czekać z niecierpliwością na kolejny dzień, a nie znów umierać ze strachu co stanie się jutro. życzcie mi powodzenia motylki.